fbpx
Ciąża,  Strefa Mamy

Plusy i minusy zwolnienia lekarskiego w ciąży

O tym wpisie myślałam już od dłuższego czasu. Często słyszę opinie, że „ciąża to nie choroba” i że ciężarne nadużywają zwolnień lekarskich w sytuacjach, kiedy nie chce im się pracować i wolą „siedzieć w domu”. Jako, że jestem żywym przykładem na to, jak krzywdzące mogą być takie określenia, postanowiłam się z tym tematem zmierzyć. Myślę, że wymienienie plusów i minusów zwolnienia lekarskiego w ciąży, która go wymaga (zagrożonej) będzie dobrym odbiciem piłeczki wszystkim tym, którzy myślą jak wyżej.

 

Plusy

 

Dlaczego warto „przejść” na zwolnienie lekarskie w ciąży? Pomyślałam sobie, że tu będzie łatwiej, bo do głowy przychodzi mi ich od razu cała masa, tak więc zobaczmy… Na pierwszym miejscu oczywiście najważniejsze, bo:

 

Dbałość o życie swojego przyszłego dziecka

 

Skoro lekarz mówi, że w ciąży nie możesz pracować, to znaczy, że nie możesz pracować. Nieważne, czy Twoja praca jest wymagająca bardzo czy tylko trochę. Nie = nie. Ja miałam duże opory przed zwolnieniem i w pierwszych tygodniach ciąży odmawiałam go z prostego (tak mi się wydawało) powodu. Nie chciałam znów przeżywać tego, co po stracie drugiego maleństwa i uznałam, że „będzie lepiej” jeśli przetrwam najgorszy okres (tak chociaż do 13 tygodnia ciąży) chodząc do pracy. Brzmi brutalnie, ale sądziłam, że jeśli coś ma się stać, to nikt nie będzie o tym wiedział i dzięki temu „wszystko będzie dobrze”. A jeśli ciąża przetrwa, to pomyślę o zwolnieniu za jakiś czas. Lekarz na początku się na to godził, tym bardziej, że mówiłam, że czuję się dość dobrze i dam radę. Niestety kilka tygodni później czułam się już bardzo źle, lekarz obstawił mnie lekami i powiedział, że nie chce słyszeć, że po dwóch stratach, na lekach, słaniając się na nogach i w ciąży zagrożonej ja będę chodzić do pracy. Wtedy też spytał się mnie wprost: czy zależy Pani na tym dziecku? Zależało. Decyzja była więc prosta i nigdy więcej nie przyszło mi do głowy jej podważać.

Jeśli więc i Tobie zależy na ciąży, a Twój lekarz prowadzący mówi, że zwolnienie jest koniecznie – nie dyskutuj. Nie martw się na zapas, co się stanie jeśli. Tak musi być i tyle. Zobacz w tym jeden wielki (dla mnie zdecydowanie największy) plus: możesz spokojnie zadbać o życie swojego dziecka. Ja w drugiej i trzeciej ciąży chodziłam do pracy z plamieniami i krwawieniami. Niestety, obydwie ciąże skończyły się źle. Tym razem nie będę musiała się zastanawiać: co by było gdyby? Mogę zrobić wszystko, co konieczne, by donosić tę ciążę.

 

 i
Dbałość o siebie

i

Tutaj w skład wchodzi kilka punktów:

 

Opoczynek

– nie muszę zrywać się rano do pracy i nie dotyczą mnie tematy zawodowe. Kiedy tylko poczuję się gorzej, od razu mogę się położyć. Boli mnie kręgosłup czy brzuch – kładę się. Mogę spędzić cały dzień w łóżku, jeśli tylko tego potrzebuję. Jeśli dokuczają mi mdłości – mój problem wciąż zostaje mój (w sensie, że nie zarzucam nim innych). Nie spędzam całego dnia w biegu i na załatwianiu spraw. Mam na to czas.

 

Zdrowie

– odkąd jestem na zwolnieniu lekarskim, jak dotąd nie złapał mnie nawet katar. Niestety, odporność mam tragiczną i dotychczas średnio miesiąc w miesiąc byłam chora. Tak bardzo, że za każdym razem choroba kończyła się na antybiotyku, a czasem nawet na dwóch. Zarówno podczas drugiej, jak i trzeciej ciąży byłam chora. Podczas każdej z nich brałam antybiotyk. Jak skończyły się obydwie – już wiesz. Nie mówię, że praca zawodowa = choroby, ale skupiska ludzi i klimatyzacja już tak. Z ostrego zapalenia zatok potrafiłam się leczyć (chodząc do pracy oczywiście) tygodniami. Teraz mam ten komfort, że jestem w domu. Kiedy się podziębię – jestem w stanie działać od razu i zdusić chorobę w zarodku.

 

 

Czas

– mogę się na tej ciąży skupić. Mogę zasięgnąć pomocy psychoterapeuty i mam kiedy do niego pojechać. Mogę uzyskać pomoc od różnych specjalistów w tym najwspanialszym, ale jednocześnie najgorszym dla mnie czasie. Mogę dać sobie to, czego na co dzień jako pracującej mamie zawsze mi brakowało – c z a s. Mogę być możliwie jak najbardziej wyczulona na wszystkie zmiany w moim ciele i obserwować to, co mnie niepokoi. W końcu mogę zwolnić. Mogę się też uwolnić – od słowa „muszę”. W końcu mogę pozwolić sobie na to, żeby nie musieć.

 

Jedzenie

– to dla mnie szalenie ważny temat. Dotychczas żyłam pod tym względem mocno byle jak. Nie miałam czasu na planowanie, kupowanie i przygotowywanie posiłków. Wszystko było dla mnie ważniejsze niż jedzenie i nawet kiedy już je miałam, to często nie miałam kiedy go zjeść. Potrafiłam nie jeść nic pół dnia, notorycznie zdarzały mi się śniadania o 17. Wiedziałam, że w ciąży tak nie mogę, ale za nic w świecie nie umiałam tego zmienić. Ilość codziennych obowiązków mnie przytłaczała.

Dzięki temu, że jestem na zwolnieniu zyskałam czas na to, by zadbać o to, co jem. Istnym wybawieniem podczas kiepskiego samopoczucia i ciągłych mdłości (tak silnych, że przez cały dzień nie byłam w stanie nawet zwlec się do lodówki, a jedyne, co mogło mi pomóc to było… zjedzenie czegoś – wiem, błędne koło) okazał się być catering dietetyczny. Jego zalety doceniłam po raz pierwsze jeszcze przed tą ciążą (pisałam Ci o tym tutaj), ale tym razem to był dla mnie wręcz jedyny ratunek. Pyszne, wartościowe i różnorodne posiłki, gotowe do jedzenia – już nie tylko w marzeniach! Zdecydowałam się na ofertę Marago Fit (moim zdaniem najlepsza w Poznaniu) i bardzo gorąco Ci ją polecam (będzie na ten temat osobny tekst, ale już teraz zostawiam Ci zniżkę w wysokości 7% na każdą dietę na hasło: blondpanidomu).

 

 

Myślę, że plusów znalazłabym jeszcze więcej, ale już i tak dość długi jest ten tekst, a chciałabym Ci opowiedzieć o ciemnych stronach zwolnienia:

 

Minusy

 

Izolacja

 

Mimo, iż na zwolnieniu mam napisane, że mogę „chodzić” to naprawdę mocno przestrzegam tego, gdzie wychodzę. We wpisie Matki Prawnik na temat kontroli ZUS w ciąży znalazłam następujące informacje:

 

Co innego, gdy mamy wskazanie, iż możemy chodzić. W takim wypadku spacer, zakupy czy wyjście do apteki są jak najbardziej możliwe.

 

Mimo to, przed każdym wyjściem z domu zastanawiam się: czy powinnam? Czy to nie jest coś, co mógłby załatwić za mnie mąż? Czy jak zakupy, to tylko spożywcze, takie pierwszej potrzeby? Jeśli już muszę, to za każdym razem ze sklepu czy apteki biorę paragon. Mam ich już ogromną reklamówkę i teraz tak myślę: jak długo je trzymać? Czy po tygodniu już będzie bezpiecznie je wyrzucić, czy lepiej potrzymać ze dwa? A może ja już popadam w paranoję?

Dzisiaj się zastanawiałam, czy mogę zapisać się za jakiś czas do szkoły rodzenia. Samej szkoły jako takiej w formie kursu nie potrzebuję, ale za darmo (w ramach NFZ) mogłabym korzystać np. z masaży dla ciężarnych (pisałam o tym dość obszernie tutaj). Mój kręgosłup znów mocno daje mi się we znaki i chętnie bym z takiej możliwości skorzystała. Czy mogę? Czy jeśli dziś byłam na wizycie u psychoterapeutki, to czy właściwie mogłam? A co z wydarzeniami organizowanymi dla kobiet w ciąży? Czy jak będę miała lepszy dzień, mogę pójść tam posiedzieć?

W tym roku wakacji nie mieliśmy. I nie mam tu na myśli aktywnych wakacji, tylko jakichkolwiek, choćby leżenia plackiem pod parasolem na plaży. To było dopiero depresyjne lato – nie dość, że Aleks trafił do szpitala i towarzyszyły mi ciągłe lęki o ciążę to pomimo pięknej pogody owszem plackiem leżałam, ale… w łóżku. Nie chcę się nad sobą użalać, bo plusów zwolnienia przecież jest wiele (w końcu wymieniłam je powyżej), ale taka izolacja to smutek, wierz mi. Siedzenie w domu to smutek. Brak relaksu poza domem to smutek. Brak spotykania się z ludźmi to smutek.

Zamknięcie w czterech ścianach to nic innego jak więzienie. Ja, poza ogromnym stresem o ciążę (tutaj pisałam o tym jak wygląda taka po poronieniu) wciąż odliczam dni do porodu (który notabene wciąż wydaje mi się czymś totalnie abstrakcyjnym) również dlatego, że to będzie nareszcie koniec tej chorej izolacji. Koniec stresów i zastanawiania się „czy mogę”. Myślę, że tu dużą rolę grają moje złe wspomnienia z okresu po trzeciej ciąży, kiedy na krótko po pochowaniu Danielka pracodawca uraczył mnie kontrolą i dwiema komisjami, na które musiałam się stawić w ZUS. Kiedy to musiałam obcej osobie opowiadać o tym, co przeszłam. Dla mnie to był taki policzek, że do teraz go czuję.

 

 i
Brak rozwoju

 

Na zwolnieniu lekarskim w związku z ciążą – jak na każdym zwolnieniu lekarskim – nie można pracować.

 

To oczywiste, w końcu po to jest zwolnienie lekarskie. Nie do końca jednak prawo określa, jak to wygląda, jeśli prowadzi się bloga. Nie mogę przyjmować współprac za wynagrodzeniem finansowym = to oczywiste. Nie mogę zawierać w związku z tym umów = zrozumiałe. Miałam jednak taki moment, kiedy zastanawiałam się, czy ja w ogóle mogę do Was pisać? Doszłam jednak do wniosku, że granicę gdzieś postawić muszę. Cały dzisiejszy świat obraca się tak naprawdę w internecie: wysyłamy maile i sms-y, wypowiadamy się na forach, komentujemy, sprawdzamy pogodę i trasę na mapie… Wówczas granice się zacierają. Co można, a co nie?

Ja uznałam, że dopóki piszę coś na telefonie czy komputerze, siedząc (jak teraz) na tyłku w łóżku i nie otrzymuję z tego tytułu żadnych pieniędzy – to mogę. 

W końcu – co innego mogłabym robić w domu na zwolnieniu lekarskim nie mając poczucia, że jestem całkowicie bezproduktywna? Oglądanie telewizji byłoby lepszym wyborem? Nie oszukuję się jednak, że mój rozwój zarówno zawodowy jak i blogowy zatrzymał się praktycznie do zera. Dopiero, co wszystko u mnie tak fajnie zaczęło się kręcić, a już muszę odmawiać: współprac, za które mogłabym otrzymywać pieniądze, podróży, zaproszeń do telewizji czy na wydarzenia.

Niby to rozumiem, bo w końcu taka już jest ta ciąża… jak określił mój lekarz „pod specjalnym nadzorem”. Z jednej strony nie wiem jak psychicznie wytrwam do marca, czy w ogóle urodzę wtedy zdrowe dziecko, a z drugiej… towarzyszy mi na co dzień jakiś taki smutek. Że siedzę sama w domu, że odizolowana od ludzi, że zamknięta i ograniczająca się nawet w sieci.

To na pozór „tylko” dwa minusy, a za to jak ogromne i ile innych, mniejszych im towarzyszy. Teraz pomyślałam sobie o Baby Shower. W ciąży z Aleksem przyjaciółki zorganizowały mi takie w domu jednej z nich. Czy istnieje podstawa prawna, która mówi o takim przypadku? Kontrola prawidłowości wykorzystywania zwolnień lekarskich od pracy z powodu choroby polega na ustaleniu, czy ubezpieczony w okresie orzeczonej niezdolności do pracy nie wykorzystuje zwolnienia lekarskiego od pracy w sposób niezgodny z jego celem. To może od tych celów należałoby wyjść? Jaki jest cel zwolnienia lekarskiego w ciąży zagrożonej? W moim przeświadczeniu to dbanie o przyszłe maleństwo, tak by mogło przyjść cało i zdrowo na świat. Czyli jeśli na co dzień robię wszystko ze 100%-ową dbałością o dzieciątko w moim brzuchu, to znaczy, że postępuję właściwie?

Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek Wam powiedział, że „ciąża to nie choroba” to pokażcie mu ten tekst. Wytłumaczcie, że przez pryzmat kilku naciągaczek nie można oceniać wszystkich ciężarnych. Że często problemów z ciążą nie widać na pierwszy rzut oka. Że nie każda ciężarna ma ochotę i siłę z każdym się nimi dzielić. Że zwolnienie w ciąży to nie tylko siedzenie na tyłku i oglądanie telewizji. To wiele rozterek, dylematów, smutków i złości. Nie każda ciąża jest usłana różami i nie każda ciężarna może i powinna pracować do ostatniego dnia ciąży. Zwolnienie lekarskie to nie tylko plusy, ale też spore minusy i ograniczenia. Warto o tym pamiętać, zanim znów wytkniemy komuś „a bo Ty tylko siedzisz w domu”.

 


Może zainteresuje Cię również: Jak wyrzucić z pracy ciężarną?


 

Zdjęcia wykonał Łukasz Roszyk Photography. Gorąco zapraszam Cię na jego fanpage.


SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
  • zostawisz pod nim komentarz
  • polubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościami
  • zaobserwujesz mój profil na Instagramie