fbpx
Lifestyle

Upływający czas

Jutro zaczynam 18 tydzień ciąży. Kiedy to zleciało? Przecież dopiero co były dwie kreski na teście! A to już prawie połowa? Niemożliwe! Jeszcze zanim w ciąży byłam, miałam zupełnie inne podejście do stanu błogosławionego. Wstyd mi, że tak mało o nim wiedziałam. Mój stan wiedzy teraz też jakoś szczególnie nie powala, ale już świadomość jest inna. Co się zmieniło?

Jeszcze 18 tygodni temu byłam dziewczyną żyjącą beztrosko, raczej chwilą, świeżo upieczoną mężatką, kobietą pracującą – choć wciąż studentką.

Nie miałam i właściwie wciąż nie mam w swoim otoczeniu przyjaciół i znajomych, którzy mają dzieci. A nawet jak ciąże się pojawiały to jakoś tak nie w najbliższym otoczeniu. Nie miałam na co dzień do czynienia z dziećmi, ani w mojej ani w K. rodzinie nie ma małych dzieci, ba, ja nawet nigdy niemowlaka na rękach nie trzymałam! Jak słyszałam o kobietach, które w ciąży rezygnują ze wszystkiego, nie dbają o siebie, siedzą w chacie i się obijają, przesadnie dbają o dzidzię w brzuchu, jedzą tylko produkty ekologicznie, odstawiają wszystkie dotychczas stosowane kosmetyki, ograniczają kontakty ze znajomymi, nie chodzą na imprezy, myślałam: Pogięło je! Ja taka nie będę.

Planowałam być w ciąży kobietą aktywną, żyjącą w biegu – jak miałam do tej pory w zwyczaju. Mój plan dnia zwykle pękał w szwach, każde popołudnie było zajęte – a to jakimś spotkaniem, a to sprawą do załatwienia.

Moi znajomi mogą poświadczyć, że planowałam spotkania i imprezy z kalendarzem w ręku 😉 Snułam wizje, jak to nie będzie w ciąży. Już widziałam siebie, taką zadbaną, opaloną, nie zamierzałam rezygnować z ćwiczeń 2 razy w tygodniu, basen, joga, te rzeczy. Nic miało się nie zmienić, poza seksownym brzuszkiem 🙂 Już widziałam siebie w dopasowanych sukienkach i obcasach, udzielającą się towarzysko, tak na przekór wszystkim konwenansom – w końcu ciąża to nie choroba! Zamierzałam pracować do porodu, skończyć studia, zapisać się na kurs angielskiego. Kremować brzuch 2x dziennie, w końcu to niewielki wysiłek za cenę ani jednego rozstępu po ciąży. Plany nie kończyły się na porodzie. Planowałam już po powrocie z porodówki wrócić do ćwiczeń z Mel-B, gotować sobie i mężowi zdrowe potrawy (w końcu będę cierpieć na nadmiar czasu nie pracując) i w miesiąc wrócić do formy sprzed ciąży, ba, chciałam zachwycić wszystkich kostką na brzuchu, tak by inne matki mi zazdrościły. Udowodnić, że jak się chce, to można.

Co się zmieniło? Po raz kolejny stwierdziłam, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

Choć nigdy nie godziłam się na kompromisy, moje plany realizuję połowicznie. Nie pracuję od 7 tc. Pierwsze 6 tygodni spędziłam w łóżku, śpiąc do 12, z nieopuszczającymi mnie mdłościami i nie mając siły na cokolwiek. Mąż przychodził do domu i nie dość, że obiadu nie uraczył, to musiał zajmować się i domem i mną. Ja cierpiałam na widok naczyń w zlewie, brudnej podłogi i wszechobecnego rozgardiaszu, ale nie miałam siły na cokolwiek, mówię wam, byłam w otchłani rozpaczy. W końcu coś się poprawiło, zmieniło, ale pojawiły się problemy zdrowotne innej natury. Ale chociaż miałam siłę wstać. Brzuch zaczęłam smarować już na początku, ale tak co 3 dni. Po domu snułam się w dresie i bez makijażu, bo po co miałam kłaść tapetę na twarz, skoro w moim kalendarzu była wielka pustka i już nic nie musiałam? Malowałam się tylko w weekendy dla męża i na wyjścia do lekarza. Spotkanie ze znajomymi jak na razie było jedno, a i tak nie jak zwykle – w końcu nie mogłam się napić i być tak urocza jak zwykle, a 22 była już dla mnie definitywną porą spania. Teraz z chęcią wyjdę na obiad z przyjaciółkami, ale odkąd tematem nr 1 dla mnie jest moja ciąża z całym ekwipunkiem, a żadna z nich w ciąży nie jest, czuję się trochę osamotniona, jakbym zarzucała ich niezbyt interesującym tematem. Na basenie jeszcze nie byłam ani razu, zapisanie się na jogę dla ciężarnych mam w planach.

Pomimo, że jest mniej kolorowo, niż miało być, to jestem przeszczęśliwa i bardzo cieszy mnie stan w jakim jestem 🙂 Tylko jest inaczej, świadomość jest inna.

Jestem jedną z tych przyszłych matek, które ześwirowały na punkcie swojego nienarodzonego jeszcze dziecka. Okropną perfekcjonistką i planistką, planuję do bólu jak zwykle, ale tylko w tym jednym temacie. Reszta mogłaby dla mnie nie istnieć. Świat poza moim domem mało mnie obchodzi, nie oglądam telewizji, nie wiem co się dzieje na świecie, jaka muzyka jest modna, a na starówce byłam chyba z rok temu na Sylwestra. Do klubu nie pójdę, bo dbam o dzieciątko. Staram się unikać tłumów i dymu papierosowego. Teraz mój kalendarz wypełniają jedynie lekarze i badania, ale też pojawiło się coś fajnego. Nowe koleżanki z forum ciążowego, z którymi rozmawiam codziennie i czuję, że ktoś mnie rozumie. To mi wystarcza. W kalendarzu pojawiły się również eventy – konferencje i warsztaty dla kobiet w ciąży. Wczoraj pojawiła się szkoła rodzenia, którą za 5 tygodni zaczynamy z mężem. Robię zdjęcia brzuszka, który codziennie jest większy. Doświadczam stanu, w jakim nie byłam nigdy wcześniej i choć jest inaczej niż planowałam, wariuję ze szczęścia. Mogę się utożsamiać z tymi kobietami, których kiedyś nie bardzo rozumiałam.

Im jestem starsza, mam wrażenie, że czas przyspiesza kilkukrotnie. Dopiero się zaręczyliśmy. Dopiero było 1,5 roku do naszego ślubu i planowanie. Dopiero był najwspanialszy na świecie dzień naszego ślubu – zaraz minie pół roku. Dopiero zaszłam w ciążę. A już 18 tydzień. I wiecie co będzie dalej? Za chwilę będą badania połówkowe. Za chwilę urodzi się nasz synek. Za chwilę będzie w swoim łóżeczku. Za chwilę skończy roczek. Ja już to widzę i wiem i dlatego za wszelką cenę staram się zatrzymać czas choć na chwilę.

 


SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
  • zostawisz pod nim komentarz,
  • polubisz mój fanpage na Facebooku,
  • zaobserwujesz mój profil na Instagramie.