fbpx
Strefa Mamy,  Styl życia

Cała prawda o cateringu dietetycznym.

Dzisiaj przedstawiam Ci obiecany już jakiś czas temu wpis na temat cateringu dietetycznego via diety pudełkowej, na której wraz z K. jesteśmy już od 1,5 miesiąca! Nie będzie tu jednak wiele o odchudzaniu, ale o tym czym właściwie charakteryzuje się takie rozwiązanie. Być może sama się nad nim zastanawiałaś i biłaś z myślami: czy warto czy nie? Jeśli chcesz się dowiedzieć czegoś więcej na moim żywym przykładzie oraz poznać plusy i minusy tej opcji to gorąco zapraszam Cię na ten tekst, a dodatkowo – do obejrzenia nowego, specjalnego odcinka na kanale ProbleMatki.

i

Co to jest? Na czym polega? Czy warto? Czy to jest na pewno dla mnie?

 

Wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. Postaram się utrzymać ten wpis w takim klimacie jak wideo, czyli szybko, zwięźle i na temat. „Dieta pudełkowa” to potoczna nazwa cateringu dietetycznego. Wybierasz dietę z oferty danej firmy, zamawiasz i płacisz za wybrany pakiet, a potem codziennie rano otrzymujesz pod drzwi dostawę 5 posiłków. Później już tylko cieszysz się pysznym jedzeniem, zdrowiem i piękną sylwetką.

Ja miałam okazję korzystać testowo z kilku cateringów w Poznaniu, były to jednak zwykle jednodniowe dostawy. Jakiś czas temu wraz z K. trafiliśmy na moment, kiedy zaprzyjaźniona firma postanowiła do swojej oferty wprowadzić ową dietę i bez zastanowienia postanowiliśmy z niej oboje skorzystać. Ten stan trwa już 1,5 miesiąca, więc uznałam, że czas najwyższy opowiedzieć Ci nieco więcej na ten temat. Nie będę jednak od razu zdradzać wszystkiego. Możesz najpierw obejrzeć film na kanale ProbleMatki, albo od razu przejść do dalszej części tekstu.

Czy taka dieta to dobre rozwiązanie dla każdego?

 

Oczywiście! Dla mnie największy plus to fakt, że oszczędzam bardzo, bardzo dużo czasu. Bo nie muszę myśleć, co kupić, nie muszę robić listy zakupów, jechać do sklepu, nie muszę tych rzeczy kupować, z powrotem targać do domu, wypakowywać, chować i co więcej nie muszę później tych potraw faktycznie robić. Dodatkowo nie marnuję jedzenia – wielokrotnie zdarzało mi się wyrzucić coś, co planowo miało być składnikiem jakiejś potrawy, ale zwyczajnie nie zdążyłam go zużyć w terminie przydatności do spożycia. Nie kupuję też niczego nadprogramowego, bo zakupy robię tylko raz w tygodniu. Do tej pory zdarzało mi się wpadać do sklepu co 2 dni (albo nawet codziennie) i przy okazji kupować multum rzeczy kompletnie niepotrzebnych.

Dieta to po prostu więcej czasu na przyjemności.

 

 i
Podobno minusem są koszty

 

Koszt posiłków dla jednej osoby na cały miesiąc (licząc dni powszednie) oscyluje w okolicach kwoty ok. 1000 zł miesięcznie w zależności od kaloryczności czy rodzaju wybranej diety. Tych mamy do wyboru cały wachlarz: począwszy od standardowej, poprzez vege, gluten czy lactose free, dla sportowców, aż do tych dla dzieci czy mam karmiących. Ktoś może powiedzieć, że catering dietetyczny to duży koszt. Sądzę, że jednak nie do końca jest to prawda. Wydaje nam się, że jest to dużo, bo zwyczajnie musimy wydać większą kwotę jednorazowo. Gdyby jednak sumiennie zebrać do kupy wszystkie rachunki – sądzę, że można by się lekko zdziwić. Nie skłamię, jeśli powiem, że do tej pory wydawałam na „spożywkę” około 500 zł tygodniowo, a nawet i więcej. Tak z ręką na sercu – ile Ty wydajesz na jedzenie dla swojej rodziny?

To rozwiązanie jest wprost idealne dla osób, które pracują. Ja na co dzień nie mam w ogóle czasu na przygotowywanie posiłków dla siebie i w większości przypadków jem poza domem. Dokładnie tak samo jak mój mąż i syn. Aleks je w żłobku 4 posiłki, więc w domu jemy zwykle razem tylko kolację. Nie wiem czy to kwestia życia w mieście, ale mam wrażenie, że wciąż coś nas wzywa. A to praca, a to obowiązki… bo przecież tyle mamy na głowie. Pęd życia, jakiego doświadczam pracując na etacie i wychowując dziecko jednocześnie zajmując się domem i prowadząc bloga jest niesamowity. I gdzieś w tym wszystkim zapominamy o sobie. Ja non stop czułam się głodna. Nie ma się co dziwić, skoro pierwszy posiłek potrafiłam zjeść i nawet o 14-tej, a drugi (i jednocześnie ostatni) około 21. Do tego nie było to zbyt wartościowe jedzenie, często śmieciowe bo… czas to pieniądz. No właśnie – to poczucie uciekającego czasu i jedzenie w biegu nie dawało mi żyć. Dosłownie. Czułam, że zmieniam się w ten syf, którym traktuję mój żołądek.

Przyszedł w końcu moment, kiedy chciałam coś zmienić i ustabilizować swój sposób życia, bo wiedziałam, że daleko na tym obecnym nie zajadę. Bardzo doskwierał mi brak energii i chroniczne zmęczenie. A jednocześnie chciałam więcej, szybciej, lepiej. Zapomniałam tylko, że tak się nie da.

Zaczęłam liczyć, bo przecież wszystko sprowadza się do tematu pieniędzy. Myślę sobie: ile wydaję pieniędzy na żywienie się poza domem? Na śniadanie, obiad, kolację na mieście? W poprzedniej firmie, w której pracowałam, funkcjonowała restauracja, która przywoziła na wózku ciepłe i świeże jedzenie wprost pod nos. Do wyboru, do koloru: jajeczniczka, ciasta, soki wyciskane, koktajle owocowe… na samo śniadanie potrafiłam wydać ponad 20 złotych. Wszystko pięknie wyglądające i patrzące się pytająco „Zjesz mnie?”. Wiesz, o czym mówię? Było jednak coraz gorzej. Od kiedy zmieniłam pracę i zaczęłam wracać do domu o 18-tej, to zderzałam się tylko z szarą rzeczywistością. Nie było szans, żebym przygotowała 5 posiłków na kolejny dzień. To było po prostu nierealne.

 

 

Czy to taka nowość, że w pracy spędzamy 2/3 dnia i zwyczajnie nie mamy kiedy się ze wszystkim wyrobić?

 

Posiłkujemy się gotowcami pt. pizza, burger itp… Rozregulowany organizm, nieregularny tryb życia, późne jedzenie o godz. 20-21. Możesz powiedzieć: raz na jakiś czas można. U nas się to nie zdarzało sporadycznie, tylko tak było cały czas. Wstyd o tyle większy, że przecież żywieniowcem jestem. I to boli podwójnie. Że mam świadomość i wiedzę, ale no… szewc w dziurawych butach chodzi, ot co. Jest mi zwyczajnie przykro, że ja tą wiedzę mam, że przecież umiem sobie ułożyć co mam zjeść, zaplanować, zrobić zakupy, ba, ja nawet umiem i lubię gotować! Ale kiedy masz stawiać rzęsy na zapałki to chrzanisz to jedzenie i znów idziesz spać z poczuciem bezsensu.

Złe nawyki to jedno, ale budziła się też we mnie chęć zjedzenia czegoś innego niż… kanapka. W filmie opowiadam o tym, że mój K. faktycznie miał 5 posiłków dziennie. Ale 4 z nich stanowiła kanapka z serem i szynką. Jakiś czas jechaliśmy też na owsiance, no ale… ile można? Ta chęć zjedzenia „normalnego posiłku” była tak silna, że potrafiłam przez cały czas myśleć o jedzeniu. Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ta dieta nas uratowała. I mam szczerze wywalone na to, że zaraz przeczytam w komentarzu „a ja mam trójkę dzieci i wszystko posprzątane i ugotowane i jakoś sobie radzę!”. Serio. To nie jest żywy przejaw lenistwa. Przecież niejednokrotnie pisałam Ci, że u mnie jedzenie od zawsze było bardzo nisko na liście priorytetów. A moje chore ambicje bycia Panią Idealną We Wszystkim zaprowadziły mnie tylko w kozi róg. Dzięki diecie uświadamiam sobie jak wiele przepisów sama znam. Niektóre potrawy są tak oczywiste i szybkie, że niejednokrotnie myślę sobie: „Przecież mogłabym sama to zrobić”. Ale zaraz jednak idę dalej: „Nie. Nie wpadniesz na nią, nie kupisz składników i często nawet nie masz ich w domu”. Każda Pani Domu wie, że przy całodziennym żywieniu siebie czy swojej rodziny pojawia się temat marnotrawienia jedzenia. I kończy się to tak, że jesz 2-3 dni z rzędu to samo, bo inaczej się zmarnuje.

Nie mówię, że dieta pudełkowa to wyjście idealne. Nie wiem jak długo będziemy korzystać z tej opcji. Ale serio – przerzucenie na kogoś innego tego całego myślenia, logistyki i nielubianych czynności z prozaicznego powodu… braku czasu – heloł? Czy to jakaś zbrodnia? Początkowo planowałam na diecie trochę schudnąć, bo oponka na brzuchu wciąż nie chce się ze mną rozstać. Teraz jednak myślę bardziej zdroworozsądkowo. Nie chodzi mi już o zrzucenie nadprogramowych kilogramów (ale nie ukrywam, że byłby to miły akcent). Zwyczajnie, jako para, jako rodzina – chcemy się w końcu zdrowo i racjonalnie odżywiać.

 

 

Czy da się jakoś taniej?

 

Jasne, że można szukać promocji. Kiedy chcieliśmy razem z K. zdecydować się na dietę wspólnie, to mieliśmy możliwość rabatu z uwagi na codzienne dostarczanie zamówienia pod jeden adres. Można też spróbować diety testowej na jeden dzień. Ja sobie zamówiłam taką, kiedy w zeszłym roku jechałam prosto z pracy pociągiem do Gdyni. Cały dzień poza domem upłynął mi naprawdę… zdrowo. Z poczuciem, że no… pojadłam właściwie. Możesz zamówić dietę też na tydzień – sama ocenisz czy ten konkretny catering Ci pasuje. Wiele firm podaje na swojej stronie menu na kolejny dzień, więc już wcześniej możesz sprawdzić „z czym to się je”.

 

Jakie są jeszcze plusy?

 

A takie, że nie muszę później myć tylu naczyń. Co prawda mamy zmywarkę, ale trzeba ją za- i rozładować – nic przecież nie robi się samo 🙂  W ogóle całe przebywanie w kuchni ogranicza się jedynie do podgrzania jedzenia w mikrofali, znacznie spada nam też zużycie prądu i wody. To wszystko należałoby podliczyć do ogólnego rozrachunku, a nie ciągle wołać „I don’t have any money!” (uwielbiam tę piosenkę). Bardzo dużo pieniędzy oszczędzam też na tym, że nie chodzę do sklepu i przy okazji nie kupuję rzeczy, które tak naprawdę nie są mi potrzebne (czyli szeroko pojęte „pierdoły”). Nie ma już kupowania „przy okazji” ani podjadania bo skoro nie mam w domu = nie jem. 🙂 Nie idę do sklepu, bo przecież nic nie potrzebuję. Do tej pory pójście po raptem dwie rzeczy dla Aleksa kończyło się rachunkiem opiewającym na 150 zł, a tak naprawdę żadnymi „konkretami” w wózku sklepowym.

Jedyny minus poza kwestią finansów to brak przekąsek w domu i zarazem możliwości poczęstowania czymś niespodziewanego gościa, bo zwykle nie mamy też żadnych nadwyżek jedzenia. Ale dzięki temu wszyscy jesteśmy szczuplejsi. 🙂

I w ten oto humorystyczny sposób dobrnęłyśmy wspólnie do końca. Mam nadzieję, że rozwiałam wszelkie Twoje wątpliwości, jeśli jednak jeszcze jakieś pytania Ci się nasuwają – zadaj je w komentarzu, a z pewnością na wszystkie odpowiem! Czy myślałaś o takiej diecie? Co sądzisz o moich doświadczeniach? Czy uważasz to za dobrą opcję dla rodziny?

 

 

Tekst powstał w ramach projektu ProbleMatki, który ma na celu podniesienie świadomości młodych rodziców w kwestiach dotyczących zdrowia ich dzieci. Współtworzę go z Agnieszką Sawicką – lekarzem dla dzieci, a jego efekty możesz obserwować na naszym kanale. W kwestiach technicznych wspierają nas: Lady Amarena Photography (nagranie) & Wiksz (montaż).


Może zainteresują Cię również poprzednie artykuły (i odcinki) z tego cyklu:

SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
  • zostawisz pod nim komentarz
  • polubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościami
  • zaobserwujesz mój profil na Instagramie