Zrezygnowaliśmy ze żłobka Oliwki!
I nie, to nie jest clickbait. Naprawdę zrezygnowaliśmy ze żłobka Oliwki i to na dobre. Pośrednio przez epidemię, a tak bardziej konkretnie to z wielu powodów 😉 Musisz jednak wiedzieć, że z tymi myślami biłam się przez prawie dwa miesiące. Każdego dnia zastanawiałam się, co zrobić i jaką decyzję podjąć. Która będzie właściwa? Dzisiaj opowiem Ci o tym, dlaczego zrezygnowaliśmy z wybranej placówki na tak naprawdę samym starcie przygody z nią.
Powodów było więcej niż jeden – który naturalnie pewnie teraz Ci się nasunął 😉 Epidemia nie była najważniejsza – większe znaczenie niż potencjalna możliwość zakażenia miały pewne czynniki pośrednie.
Czynnik ekonomiczny
O nim wspomniałam już pobieżnie TUTAJ. Mówiąc bardzo krótko: przestałam czuć się ok z ponoszeniem tak wysokich kosztów przy jednoczesnym braku świadczenia jakichkolwiek usług. Czesne w czasie zamknięcia placówki pozostało bez zmian, a koszt wyżywienia obniżono nam jedynie w niewielkiej części.
Uprzedzając wszelkie sugestie – zarówno Kuba jak i ja nie otrzymujemy zasiłku opiekuńczego z powodu zamknięcia żłobka. Cały czas pracujemy jednocześnie opiekując się dziećmi i płacąc za pobyt Oliwki w placówce – który nie jest realizowany z powodu jej zamknięcia. Przedszkole Aleksa to instytucja państwowa, a więc nie ma tematu – za czas zamknięcia nie musieliśmy jak dotąd zapłacić ani złotówki.
Nikt z nas nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, rozumiem, że właściciele firm żyją z wykonywanych usług (w tym przypadku niewykonywanych), ale niestety moja cierpliwość się już skończyła.
Myślę, że byłam bardzo wyrozumiała – 10 marca otrzymałam informację o zamknięciu placówki i przez niespełna dwa (a łącznie z wypowiedzeniem trzy) miesiące potulnie płaciłam za… sama właściwie nie wiem za co i na jakiej podstawie.
Sama ponoszę koszty prowadzenia firmy, między innymi podstawowe, takie jak ZUS czy podatki – niestety w moim świecie klienci nie są skłonni ich pokrywać pomimo nieświadczenia usług 😉
Przykro mi, że musimy zrezygnować ze żłobka, bo do niego przez prawie 2 lata uczęszczał Aleks, a pracujące w nim ciocie są naprawdę świetne. Cały czas zależało mi na tym, by mogły one utrzymać swoją pracę, a Oliwka miejsce do którego będzie mogła wrócić.
Uważam jednak, że w tym wypadku stosownym by było wzajemne zrozumienie i spotkanie się w połowie – tak by sprawiedliwie rozłożyć koszty tej nieprzewidzianej sytuacji na obie strony. Tak, by właścicielom żłobka jako firmie umożliwić przetrwanie, a jednocześnie nie przerzucać na nas, rodziców (konsumentów) całości ciężaru utrzymania placówki.
W mojej ocenie niedopuszczalne jest pobieranie czesnego w pełnej wysokości za czas, kiedy dzieci w ogóle nie przebywają w placówce, a opłata za wyżywienie w ogóle nie powinna być pobierana. Przeciwne działanie uważam za nieetyczne i tak po ludzku – przykre.
Przypomnę, że Oli była wciąż w trakcie adaptacji kiedy jej żłobek został zamknięty, więc tym bardziej stresowo, finansowo i logistycznie doświadczyła nas cała ta sytuacja. Wracając jednak do kasy, bo to właśnie o niej jest ten punkt: nikt mi nie wmówi, że niespełna 3 tysiące złotych za maksymalnie 30 godzin spędzonych przez dziecko w żłobku jest absolutnie w porządku rozliczeniem.
W związku z tym, że obowiązuje nas miesięczny okres wypowiedzenia, a epidemia może jeszcze trwać i trwać to nie chciałam ryzykować utopienia w tej „inwestycji” jeszcze większej ilości kasy.
Czynnik stresowy
Oliwka wracając po ponad 2 miesiącach do żłobka – a nawet dłużej, bo na ten moment termin otwarcia placówki wciąż nie został potwierdzony w 100% – musiałaby na nowo przejść przez proces adaptacji. Czyli czekałyby nas kolejne 2-3 tygodnie zawożenia jej na pół godziny, godzinę, dwie, trzy… czekania w aucie i jeżdżenia w tą i z powrotem.
Nie miałam serca fundować Oli następnej adaptacji wiedząc, że na jesień planujemy przeniesienie jej do placówki państwowej, gdzie czekać ją będzie kolejny proces adaptacji. Byłby to trzeci w przeciągu jednego roku.
Zgodnie z zasadami rekrutacji dzieci do żłobków publicznych zamieszczonymi na stronie poznańskiego naboru od stycznia 2018 r. istnieje możliwość, aby dziecko zostało przyjęte do żłobka i jednocześnie dalej oczekiwało na przyjęcie do innego żłobka.
Powiem szczerze, że jeszcze w lutym nie miałam pewności, czy w ogóle będziemy chcieli przenosić Oliwkę do żłobka państwowego. Brałam pod uwagę, że może być już świetnie zaaklimatyzowana w obecnym miejscu, a taką zmianą zafundowalibyśmy jej sporo stresu. Jak się okazuje, zawsze warto mieć opcję awaryjną i ta w naszym przypadku okazała się być niesamowicie przydatna.
Do tego wszystkiego, później okazało się, że w obecnej placówce Oli adaptacja z rodzicem jak do tej pory nie będzie mogła się odbywać ze względu na konieczność zapewnienia reżimu sanitarnego. Od momentu uruchomienia, dzieci będą przekazywane ciociom w drzwiach… Być może w innych żłobkach od zawsze odbywa się to w ten właśnie sposób, ale ja byłam przyzwyczajona do bardziej spokojnego rytmu, samodzielnego przebrania Oliwki i obserwowania jej przez jakiś czas po odprowadzeniu na ekranie monitoringu w żłobkowej szatni.
Oczywiście takie obostrzenia są w obecnej sytuacji całkowicie zrozumiałe, ale to, że wciąż nie wiemy jak to wszystko będzie wyglądać i sprawdzać się w praktyce (a czas leci) tylko utwierdziło mnie w tym, że podjęliśmy właściwą decyzję.
Czynnik zdrowotny
Powiem szczerze, że ten był oczywiście dla mnie istotny, ale jednak najmniej. Epidemia koronawirusa nie zniknie z dnia na dzień. Nikt nie powie, że oto od dziś nie ma już żadnego zagrożenia i możemy robić wszystko tak jak dotychczas. Ta rzeczywistość już nie wróci. Nie w takiej formie.
Zmierzam do tego, że gdybym chciała zatrzymać Oliwkę w domu do czasu, aż epidemia całkowicie wygaśnie, to musiałabym ją trzymać miesiącami, a może i dłużej. Podświadomie więc czułam, że jest to tylko odwlekanie nieuniknionego i kiedyś i tak będzie musiała do tego żłobka pójść.
W końcu z jakiegoś powodu ją tam pierwotnie posłaliśmy i nie był to jakiś nagły zryw, a bardzo dokładnie przemyślana decyzja. W tej kwestii nic się nie zmieniło.
Dalej muszę pracować, a że decyzja o otwarciu firmy zbiegła się u mnie z początkiem epidemii (pisałam o tym TUTAJ) no to cóż mogę powiedzieć… pech 🙂
Nie świadczy to jednak o tym, że jednak jestem w stanie pracować z dzieckiem na dłuższą metę. Po prostu wiedziałam jak się to wszystko dalej potoczy… Mamy 7 maja, placówki nadal są zamknięte, a płacić za opiekę wciąż trzeba. Jeśli opieka będzie realizowana od przyszłego tygodnia to dalej nie wiemy w jakiej dokładnie formie.
Poza tym, poza koronawirusem istnieją też inne choroby, a placówka już zastrzegła sobie, że dzieci z katarem (nawet od ząbkowania) nie będą przyjmowane. Oliwka chodząc do żłobka miała katar przez cały czas. Czyli za chwilę znów byłaby ze mną w domu, a ja dalej płaciłabym za ten czas. O ile nie siekłaby ją w międzyczasie inna, poważniejsza infekcja. Oczywiście to samo czekać ją będzie w państwowej placówce, nie bój się, nie mam złudzeń 🙂 Ale wtedy przynajmniej będę płacić za fakt siedzenia z nią w domu znacznie mniej.
Co więc zrobiłam? Złożyłam wypowiedzenie w obecnym żłobku, z zachowaniem miesięcznego okresu wypowiedzenia. Zapłaciłam jeszcze za miesiąc maj i teoretycznie mogłabym Oli jeszcze na te dwa tygodnie posłać (zakładając, że faktycznie się otworzą), ale… nie widzę już sensu. Teraz przynajmniej wiem na co mam czekać – na jesień, kiedy to pojawi się dla niej miejsce w publicznej placówce.
Przez ten czas Oliwka będzie ze mną w domu, a ja będę musiała dalej pracować zdalnie z dzieckiem jak do tej pory. Moje marzenie o pracy na 100% przesunie się trochę w czasie, ale co zrobić? Takie życie 🙂
Teraz przynajmniej zaczęłam czuć, że mam nad czymś kontrolę, a nie jestem zdana na decyzje innych. Świadomie wybieram pozostawienie Oli w domu – i dokładnie tak przez jakiś czas będzie wyglądała nasza codzienność.
***
A jak u Ciebie wygląda sytuacja z placówkami? Twoje dziecko wraca do niej jak tylko ta się otworzy? A może już się otworzyła? Koniecznie podziel się powodami swojej decyzji w komentarzu poniżej 🙂
Zdjęcia: More for Family Fotografia
SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
- zostawisz pod nim komentarz,
- polubisz mój fanpage na Facebooku,
- zaobserwujesz mój profil na Instagramie.