
Moje tu i teraz: styczeń 2019
Kolejny miesiąc za mną i został już tylko jeden do naszego spotkania z Oliwką! Choć sądziłam, że będzie mi się dłużyć, to styczeń jakoś tak przyspieszył ponad normę Dopiero co odliczałam do świąt i mówiłam, że „do nowego roku to już jakoś zleci”, a tu nagle luty? Ale jak to? Skąd? Przecież ja jeszcze tyyyyyyle mam do zrobienia
A co zrobiłam? Co wyszło, a co nie? Jaki jeszcze był dla mnie styczeń? O tym wszystkim w dzisiejszym wpisie, zapraszam Cię więc na niego gorąco.
Styczeń: Zaczęło się dziać!
CZUJĘ SIĘ… całkiem w porządku Chyba już się przyzwyczaiłam, że pobolewa mnie tu i tam, a od godzin popołudniowych nie jestem w stanie samodzielnie podnieść się z kanapy
Odkąd przestałam się tym przejmować, to jakoś tak mi lżej na sercu. Nawet nie wchodzę już na wagę, co by sobie więcej stresów nie fundować
Staję na niej tylko wtedy, kiedy muszę – czyli na wizytach lekarskich.
Do tej pory odbywały się co 4 tygodnie, a najbliższą mam już jutro! Bardzo jestem ciekawa, ile Oliwka już waży – obstawiam jakieś 2,5 kg, ale wszystko dopiero się okaże Z uwagi na to, że zaczęłyśmy już 36 tydzień ciąży, przed badaniem lekarskim czeka mnie moje pierwsze KTG, a częstotliwość wizyt zwiększy się do takich co 2 tygodnie. Właściwie, to poza jutrzejszą wizytą czeka mnie już chyba tylko jedna bo… wyznaczono mi w końcu termin przyjęcia do szpitala na planowane cięcie!
Muszę się więc w nadchodzącym miesiącu nieco bardziej niż zwykle oszczędzać – by wytrwać!
JESTEM WDZIĘCZNA… za to, że nie muszę leżeć w szpitalu. I to całkiem poważnie mówię. Zarówno w przeszłości jak i obecnie mam w swoim otoczeniu kobiety, które znaczną część ciąży (albo jej ostatnie miesiące) spędzają w szpitalu. Cieszę się bardzo, że mnie to nie spotkało i mam nadzieję już do końca mojej ciążowej przygody dotrwać w domowych pieleszach. Wiadomo – kiedy trzeba to trzeba, ale mnie osobiście szpitale przerażają i staram się ich unikać jak ognia. Tym bardziej, że kiedy taka wizja pojawia się na horyzoncie, a mamy już dziecko (lub dzieci) w domu to rozłąka z codziennością jest z pewnością o wiele bardziej odczuwalna.
Na ten moment nie doświadczam niczego, co wymagałoby wcześniejszej hospitalizacji. Niestety, co jakiś czas ponownie dają o sobie znać moje lęki. Im bliżej porodu, tym bardziej myślę o tym, jak będzie przebiegał. Czy czekają mnie (lub nas) jakieś komplikacje, z którymi przyjdzie mi się zmierzyć? Czy wyjdziemy z nich bez szwanku? Coraz częściej przypominam sobie, że cięcie cesarskie to prawdziwa operacja, odtwarzam w głowie sceny z serialu The Knick i czasy, kiedy każda cesarka kończyła się śmiercią zarówno matki, jak i dziecka. Spisuję formalności i najważniejsze sprawy do załatwienia po porodzie, tak by w razie czego K. wiedział co robić, gdyby mnie już tutaj nie było. I to nie jest czarnowidztwo, ale przezorność. A chyba wiesz, że ja zawsze jestem przezorna, prawda?
PRACUJĘ NAD… ostatnimi projektami przed porodem. Wciąż jeszcze kompletuję wyprawkę, składam ostatnie zamówienia i pakuję torbę do szpitala. Obiecałam sobie, że w lutym już MUSZĘ zrobić kilka fotoksiążek, bo później już na pewno nie będę miała na to czasu
Cały czas zdrowo się odżywiam z Marago Fit i zbieram komplementy za całkiem niezłą figurę w ciąży Niedługo opowiem Ci więcej o ich nowej propozycji, a już po porodzie planuję wziąć udział w pewnym evencie. Na razie jednak nie zdradzam więcej szczegółów – marzec to dla mnie naprawdę totalna ENIGMA.
Rzutem na taśmę realizuję chyba już mój ostatni pomysł przed przyjściem Oliwki na świat – kurs angielskiego online na platformie eTutor. Aktualnie leci mi pierwszy tydzień wyzwania, które podjęłam i sama jestem ciekawa jak to wszystko potoczy się dalej (możesz poczytać więcej na ten temat tutaj)
Poza tym – próbuję wyegzekwować od męża zrobienie wielu rzeczy w domu. Drobnych, upierdliwych, ale na które nigdy nie ma czasu. Znasz to? Bo ja aż za dobrze…
TĘSKNIĘ… za malutkim Aleksem. Przypominam sobie, jaki był maleńki, kiedy się urodził i taki mocno zdany na nas. Myślę o tym, jak wrastał w naszym domu, jak mijały nam pierwsze dni i tygodnie po urodzeniu i… trochę mi smutno, że tak szybko robi się coraz starszy. Ma już 3,5 roku i rośnie wprost na naszych oczach. To nasz mały – ale już tak duży chłopczyk. Inteligentny i przeuroczy! Czasem samodzielny, ale często wciąż potrzebujący naszej pomocy. Już nie nadążam za jego zachowaniami i słownictwem, a jednocześnie duma rozpiera mnie każdego dnia.
W ubiegłym tygodniu, przez dwa dni z rzędu, kiedy odbierałam go z przedszkola witał mnie tak: „Mamo, jak dobrze, że jesteś! Tak się o Ciebie martwiłem…” – nie dowiedziałam się dlaczego, ale mimo to mocno chwyciły mnie te słowa za serce. Dzieje się to również wtedy, gdy przytulamy się we trójkę i Aleks mówi, że tak bardzo lubi „nas kochać”.
Z kolei w weekend chyba w końcu zdał sobie sprawę z tego, że Oliwia naprawdę istnieje. Leżał blisko mnie, tyłem i nagle poczuł mocne kopnięcie w plecy. Ja oczywiście też je poczułam, ale zachowywałam się, jak gdyby nigdy nic – żeby mu nie sugerować, co się właśnie wydarzyło Na to Aleks odwrócił się i powiedział obruszony „Mamo, Oliwia mnie kopnęła!” (przysięgam, wybrzmiało to z taką oczywistością, jakby była już na zewnątrz brzucha
) i dodał z powagą już jakby sam do siebie: „Ona naprawdę się rusza…”.
Tak bardzo nie chcę, żeby to minęło. Chcę czerpać z każdej chwili z nim, mieć to cały czas i na wyciągnięcie ręki. I nie musieć nigdy za tym tęsknić.
i
Czytam, Słucham & Oglądam
Czytam: Nie mam czasu na czytanie. Wiem, że gdybym chciała, to by się znalazł, ale widocznie moje priorytety są na ten moment inne
Słucham: Słówek, zwrotów i wierszyków wypowiadanych przez lektora podczas kursu angielskiego online z eTutor
Oglądam: O moich styczniowych wyborach opowiedziałam Ci we wpisie „Co nowego oglądałam na Netflixie? (Dobry serial, ale jaki? 5#)”
i
Czas teraźniejszy dokonany
Co udało mi się w tym miesiącu zrealizować?
Całkiem sporo:
- opowiedzieć Ci, jak wygląda mój typowy dzień w ciąży (na diecie),
- kontynuować temat wyprawki i zrecenzować ciążowy gadżet – kokon niemowlęcy 3w1 (kliknij, by zgarnąć 15% rabatu na produkty marki Kokonik, ważny do 31.03.2019),
- pokazać moje stanowisko związane z przyprowadzaniem chorych dzieci do żłobka czy przedszkola („Odpowiedzialny rodzic… to znaczy jaki?”),
- stworzyć kolejną recenzję restauracji dla rodzin z dziećmi w Poznaniu w ramach cyklu #RecenzjaResto – tym razem na tapecie miałam Dąbrowskiego 42,
- podzielić się swoimi przemyśleniami we wpisie „Drugie dziecko – moje nawiększe obawy”,
- zainspirować netflixowymi pozycjami w tekście „Dobry serial, ale jaki? 5#”
- i stworzyć kompendium wiedzy pt. „Wyprawka do szpitala – co spakować do porodu?”
Do tego wszystkiego:
- pod tym linkiem został zamieszczony artykuł na mój temat pt. „Poronienie – gdzie szukać pomocy?”, w którym przedstawione zostały moje doświadczenia oraz docenione działania w sieci związane z tą tematyką,
- po raz kolejny zostałam wyróżniona przez Jasona Hunta jako wschodząca gwiazda blogosfery w rankingu najbardziej wpływowych blogerów – tym razem 2018 roku
CHCIAŁABYM… zdążyć w lutym ze wszystkim! Luty to krótki miesiąc, co więcej – mamy już za sobą pierwszy jego tydzień! Chciałabym wyrobić się ze wszystkimi projektami i planami, tak, by ostatnie dni przed cięciem spędzić już na luzie, bez niczego z tyłu głowy Może w końcu znajdę czas na czytanie?
Choć znając mnie – do ostatniego momentu pewnie będę jeszcze wszystko dopinać…
A jak wyglądał styczeń u Ciebie? Minął równie szybko, czy ciągnął się niemiłosiernie? Udało Ci się rozpocząć nowe projekty? Zacząć realizować noworoczne postanowienia? Może zaliczyłaś jakiś wyjazd? A może styczeń był całkowicie depresyjny i nie miałaś na nic ochoty? Koniecznie daj znać w komentarzu!
P.S. Kolejny wpis z tego cyklu napiszę już chyba w szpitalu
Zdjęcia: Łukasz Roszyk Photography.
SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
- zostawisz pod nim komentarz
- polubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościami
- zaobserwujesz mój profil na Instagramie.

