Rainbow Baby
Mówi się o nich „tęczowe dzieci” – dlatego, że pojawiają się na świecie niczym tęcza, która wychodzi po burzy. Niestety, nie od razu i nie po każdej burzy przecież tęcza wychodzi i dokładnie tak samo jest i w tym przypadku. „Rainbow baby” to inaczej dziecko, które urodziło się po jednej lub kilku stratach. To nowe życie, ale nie takie jakim by było bez tego, co działo się wcześniej. Już zawsze będzie dzieckiem urodzonym w wyjątkowych okolicznościach. Jak podchodzę do tego, że Oliwka jest naszym wielkim szczęściem po dwóch stratach? Czy zdarza mi się wracać myślami do tego co było, odkąd jest z nami? Jakie są moje uczucia z nią związane? Czy traktuję ją inaczej przez wzgląd na jej historię?
Bardzo często zastanawiam się, czy gdyby nie mój upór, poświęcenie, obszerna diagnostyka, zwolnienie lekarskie praktycznie od samego początku, dobra opieka lekarska i pokaźny zestaw leków to… Oliwka byłaby z nami? I choć wolę nie rozpatrywać innych scenariuszy, to wydaje mi się, że nie. Że to wszystko miało ogromny wpływ na to, że nasza córeczka jest na tym świecie.
W tym moja głęboka wiara w to, że może tym razem się uda.
Ciąża po poronieniu
O tym, jaka była dla mnie ta ciąża doskonale wiesz, bo pisałam o tym TUTAJ. Po dwóch stratach nie było mi łatwo radzić sobie z kolejnym „stanem błogosławionym”. Pomimo, że tak bardzo pragnęłam tego, żeby donosić ciążę z Oli do końca, to nie raz i nie dwa pojawiały się w mojej głowie głosy, które zasiewały niepokojące myśli. Nie chciałabym nigdy już wrócić do tych wszystkich przejść. Moja czwarta ciąża była chyba najbardziej stresującym okresem w moim życiu i nie wiem czy kiedykolwiek, cokolwiek byłoby w stanie ją „przebić”.
Do teraz zachodzę w głowę jak to możliwe, że tym razem się udało. Że ten burzowy okres w naszym życiu nie trwa cały czas. Choć i tak trwał zdecydowanie zbyt długo… Od jesieni 2017 (pierwszej straty), do wiosny 2019 (narodzin Oliwki) upłynęło półtora roku. W międzyczasie kolejna strata, problemy z pracodawcami, okres zagrożonej ciąży z Oli…
Tak, te półtora roku naprawdę dało mi w kość. Choć minęło już ponad 7 miesięcy od narodzin naszej córeczki wciąż jeszcze pamiętam te krople potu na szyi, ucisk w klatce piersiowej i przyspieszony ze stresu oddech. A właściwie dziesiątki, setki i tysiące takich oddechów.
i
Mama i tata czekali na Ciebie
Ciąża z Oliwką różniła się od tej z Aleksem, bez dwóch zdań. O tym też już pisałam, wielokrotnie. Sam poród też się różnił, wyczekiwaniem i milionem myśli: „Czy urodzę zdrowe dziecko?”, „Czy moja córeczka urodzi się żywa”? Podczas pierwszego porodu myślałam raczej o tym, czy uda mi się szybko wyjść do domu ze szpitala i jak naszemu synkowi spodoba się jego pokój w marynarskim klimacie. Byłam przekonana, że urodzi się żywy i zdrowy – i ani przez chwilę nie pomyślałam inaczej.
„Mama i tata czekali na Ciebie” – to zdanie, które mówię do Oli bardzo często. Wierzę, że ona podświadomie czuje, jak bardzo była przez nas wyczekiwana i że kochamy ją „jak stąd do nieba i z powrotem”. To ostatnie powtarzam z kolei codziennie przed snem Aleksowi. Czy kochamy Oliwkę inaczej? Oczywiście. W końcu jest naszą „rainbow baby”, naszą tęczą na pochmurnym niebie, naszym promyczkiem i największym na świecie szczęściem. Naszym cudem.
Naprawdę uważam, że dziecko to prawdziwy cud. Dopiero po tych wszystkich przejściach w pełni pojęłam znaczenie tego słowa.
W dzisiejszych czasach naprawdę ogromny cud musi się stać, żeby cudowne, zdrowe dziecko pojawiło się na świecie. Oczywiście to nie znaczy, że Aleks też nie jest naszym cudem. Cieszę się ogromnie, że choć raz było mi dane doświadczyć bezproblemowej i prawdziwie beztroskiej ciąży. Z nim. Moim drugim, a właściwie pierwszym największym cudem.
Cieszę się, że jesteś
Tak bardzo, że aż nie umiem tego wyrazić słowami. Kiedy przypominam sobie codzienne zastrzyki, dziesiątki siniaków po igłach, stres przy każdym zakłuciu w podbrzuszu, nerwowe oglądanie wkładki po absolutnie każdej wizycie w toalecie, to aż przeszywa mnie dreszcz. I te ciągłe myśli: „Czy tym razem nie pojawi się krew?”. Łzy cieknące po policzkach przed, w trakcie i po absolutnie każdym badaniu USG. Przed – ze stresu, w trakcie – z bycia „w zawieszeniu”, w trakcie wyroku, wydawania decyzji… i po – ze szczęścia. Ufff, znowu się udało. Tym razem.
Co teraz myślę i czuję? Że Oliwka jest naszym ogromnym szczęściem, choć po wielkich stratach. Świadomość tego faktu już zawsze będzie mi towarzyszyć. Zdaję sobie sprawę, że gdyby nie przedwczesne odejście dwóch naszych małych aniołków, to by jej nie było. Byłoby na tym świecie inne dziecko, ale już nie ONA. Z jednej strony – cudownie byłoby móc uniknąć tych wszystkich złych i rozdzierających serce chwil, ale z drugiej… nie byłoby jej. Więc z całą pewnością warto było przetrwać wszystkie te burze dla jednej, wyjątkowej i naszej własnej tęczy 🙂
Nie traktuję jednak Oliwki inaczej iż Aleksa. Nie uważam też, żeby fakt bycia „rainbow baby” jakoś specjalnie ją naznaczył. Choć jest naszą tęczową księżniczką to nie ma to dla mnie na co dzień większego znaczenia. Jest naszym drugim dzieckiem, ale pierwsze jest równie ważne. A nawet przez długi, długi czas było jedyne i najważniejsze – staram się więc w natłoku codziennych obowiązków o tym nie zapominać.
Wierzę też, że tak miało być. To wszystko było dla nas zapisane tam na górze. Mamy teraz cudownego chłopca i równie cudowną dziewczynkę. Dziewczynkę, której by nie było, gdyby było wcześniej inne dziecko. Dziewczynkę, która otarła nasze łzy i rozpromieniła całe życie. Wniosła szczęście do naszego domu. Dała i daje nam codziennie milion powodów do uśmiechu. Której skóra pachnie mlekiem, włoski żyją własnym życiem, a dotyk maleńkich paluszków odgania wszelkie smutki.
Kochanie, mama i tata tak bardzo na Ciebie czekali.
Zdjęcia: More for Family Fotografia
SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
- zostawisz pod nim komentarz
- polubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościami
- zaobserwujesz mój profil na Instagramie