fbpx
Mental Health

6 najważniejszych lekcji po roku prowadzenia firmy

Właśnie minął rok! Dokładnie rok temu po raz pierwszy w życiu stałam się przedsiębiorcą 🙂 Długo się wahałam co do tego czy aby na pewno powinien być to właśnie ten moment i to działanie, którego właśnie planuję się podjąć. Kiedy mój urlop macierzyński z Oliwką dobiegł końca, oto stanęłam na rozdrożu: czy postawić na bezpieczny etat czy jednak tym razem na… siebie? W przeszłości miewałam w głowie już wiele planów na biznes, ale tym razem to był taki, który czułam całą sobą, że wypali. Wiedziałam, że potrzebuję jeszcze czasu, dopracowania i morza wytrwałości, ale wyszłam z dość pragmatycznego założenia: czy ja będę w stanie pracować na etat, opiekować się dwójką dzieci i jednocześnie rozwijać bloga? No właśnie. Wiedziałam, że byłoby to bardzo trudne, a wręcz niemożliwe do zrealizowania w takim zakresie działań do jakiego przez te wszystkie lata dążyłam. Ostatecznie stwierdziłam: kiedy, jak nie teraz? Cały czas czułam, że ten mój wymarzony czas pracy „na swoim” właśnie nastał. Byłam gotowa. Ten rok wiele mnie nauczył, w związku z tym pozwól, że przedstawię Ci moje 6 najważniejszych lekcji po roku prowadzenia firmy.

 

Nic nie zakładaj

 

Ja zakładałam, że ruszę z firmą jak z kopyta i nagle przyszła pandemia, której przewidzieć nie mógł nikt.

Dosłownie 5 dni od oficjalnego rozpoczęcia prowadzenia działalności zostało zamknięte wszystko – w tym żłobki i przedszkola, a ja byłam zmuszona przez kolejne pół roku „siedzieć” z dziećmi w domu. Jednocześnie płacąc ZUS i realizując zlecenia od klientów. To było jak jazda bez trzymanki, której nigdy nie chciałabym powtórzyć.

Nagle klienci wstrzymali się z działaniami, ograniczyli budżety na marketing, a cały świat zamarł. Dlatego obecnie, pomimo, że minął rok (i wciąż nic nie zwiastuje rychłego końca pandemii) w miarę możliwości staram się nic nie zakładać ani na nic nie nastawiać. Lepiej się miło zaskoczyć, niż niemile rozczarować – ta idea przyświeca mi od tej pory znacznie bardziej niż zwykle.

No bo jasne –  jakieś plany trzeba robić, ale nie warto się zbytnio do nich przywiązywać.

 


Przeczytaj: Koronawirus a moja firma


 

Z tego bezpośrednio wynika drugi punkt:

Umowa rzecz święta

 

„Miej umowę na wszystko albo nie rób nic bez umowy.”

Fakt faktem w mojej branży ustalenia mailowe również są wiążące (i dlatego znacznie bardziej preferuję takie niż choćby ustalenia ustne), natomiast już bez zbędnego wnikania w szczegóły: dla własnego dobra nie angażuj się w żadne działania, jeśli nie masz na nie umowy. W wyjątkowych sytuacjach, przy szybkich akcjach lub kiedy współpracujesz ze stałym klientem być może Twoim zdaniem nie ma potrzeby na tego rodzaju formalności… ja jednak jestem innego zdania. Doświadczenie nauczyło mnie, że zawsze warto mieć spisaną umowę.

Co więcej, zawsze należy wnikliwie i ze zrozumieniem ją przeczytać (jeśli nie jest stworzona przez Ciebie), a także negocjować wszystkie niekorzystne zapisy. Często w umowach zdarzają się także niewidoczne na pierwszy rzut oka błędy w składni lub literówki, które przyszłościowo mogą okazać się dość problematyczne. Mi nawet zdarzyło znaleźć się literówkę („cyfrówkę”) w zapisie numeru NIP klienta 😉

Miałam kiedyś też taką sytuację, że realizowałam ze stałym klientem szereg działań i nie mieliśmy na nie spisanej umowy. W związku z tym, że klient ostatecznie nie potwierdził mi w mailu jednego ze świadczeń, byłam pewna, że go nie robimy. Nagle 2 dni wcześniej coś mnie tknęło i postanowiłam dopytać dla własnego spokoju (bo przedstawiłam propozycję świadczenia, ale temat nie został podjęty w dalszej korespondencji) i okazało się, że no przecież to jasne, że realizujemy ten temat.

Czasem na drodze komunikacji może coś zawieść, w związku z czym w takiej sytuacji umowa to świetna rzecz. I swego rodzaju „dupochron”. 

 

 

Nic kosztem siebie

 

Z tym miałam i cały czas zdarza mi się mieć największy problem. W wiele działań, które wykonuję zawodowo często angażuję się ponad miarę i co ważniejsze – ponad zakres ustalanych świadczeń.

Z uwagi na to, iż produkty i usługi – które pokazuję swoim odbiorcom w ramach współprac – są mi bliskie w użytkowaniu czy korzystaniu na co dzień, notorycznie zdarza mi się przekraczać tę cienką linię „darmowej reklamy”. I o ile takie działanie jest zupełnie naturalne (bo nie widzę nic złego w polecaniu nie tylko tego co opłacone) to popełniane zbyt często może prowadzić do sytuacji, kiedy klient (marka lub agencja) się do tego rodzaju ekstra świadczeń przyzwyczai.

No i to już nie będzie zbyt fajne, bo sami i na własne życzenie doprowadzimy do sytuacji, kiedy ktoś będzie miał wobec nas wygórowane oczekiwania. A to już źle rokuje na relacje na tej linii w przyszłości. W związku z tym zarówno w procesie ofertowania jak i na etapie podpisywania umowy warto konkretnie sprecyzować jakiego rodzaju świadczeń owe „zamówienie” dotyczy. No i po prostu należy ich przestrzegać.

Reasumując: jeśli robisz coś dla innych, to nie rób tego kosztem siebie.

 


Przeczytaj jeszcze: Pół roku z dziećmi w domu – czy macierzyństwo i pracę faktycznie da się pogodzić?


Wyceniaj się z głową

 

Wycena w branży kreatywnej to nie jest dość łatwa sprawa. I o ile mam już swój cennik, jeśli chodzi o standardowe dla mnie świadczenia, o tyle za każdym razem zastanawiam się, przeliczam i radzę się bardziej doświadczonych co do działań niestandardowych.

Tutaj pomóc może zimna kalkulacja – warto przeliczyć, ile naszych nakładów (czasu, poniesionych kosztów, wypracowanego wizerunku) będzie kosztować realizacja określonych świadczeń. Dodatkowo, można wspomóc się w oszacowaniu wartości naszej roboczogodziny. Będzie to dla Ciebie istotne w szczególności, jeśli czujesz, że pracujesz bardzo dużo, ale nie idą za tym satysfakcjonujące zarobki.

Dzięki znajomości wartości swojej roboczogodziny będziesz w stanie w świadomy sposób podejmować decyzje związane z usprawnieniem działań w Twojej firmie. Dowiesz się, na które usługi powinnaś podnieść cenę, w jakim kierunku się rozwijać albo co w ogóle usunąć z oferty.

Dla przykładu, ja w ostatnim czasie poczułam, że rozmieniam się na drobne. I nie mam tu na myśli, że pracuję za drobne 😉 ale że zbyt dużo swojego czasu i zaangażowania wkładam w bezpłatne działania wspierające innych, które nie przekładają się na wzrost cyferek na moim koncie. Wiem już, że by być bardziej efektywną tam gdzie mi zależy, muszę z czegoś zrezygnować.

Tutaj może zdradzę jakąś tajemnicę, ale nie ma żadnych sztywnych widełek od-do dla wszystkich blogerów. Każdy wycenia swoje działania indywidualnie i albo znajduje klienta na swoją ofertę albo nie.

Wbrew pozorom mój blog nie jest jeszcze jakimś ogromnym medium (ponad 30 tys. unikalnych użytkowników co miesiąc), natomiast w połączeniu ze społecznością w social mediach oraz ogromną wartością dodaną, jaką jest treść zawsze na najwyższym poziomie oraz dedykowane sesje zdjęciowe, a także pewne przywary osobiste 😉 spokojnie jestem w stanie konkurować z blogerami o dużo większych zasięgach. Oczywiście nie o konkurowanie w tym punkcie mi chodziło, ale chciałam zobrazować, że zawsze warto wyceniać się z głową.

Twoje usługi są warte tyle, ile ktoś będzie skłonny za nie zapłacić. Mierz więc wysoko.

—-
Jeszcze jedno: właściwa wycena i godne zarobki mogą Ci pozwolić nie tylko na utrzymanie, ale również rozwój Twojej firmy. To właśnie dzięki zarobionym pieniądzom będziesz w stanie inwestować w na przykład nowe narzędzia czy sposób podejścia do realizacji, dzięki czemu w przyszłości będziesz oferować swoim klientom jeszcze lepszą jakość i szerszy zakres usług – za co będziesz otrzymywać jeszcze wyższe wynagrodzenie. Być może jest to oczywiste, ale chciałam by wybrzmiało 🙂

 


Przeczytaj jeszcze: Plusy i minusy prowadzenia firmy


Nie tłumacz się

 

Nikomu i z niczego – no chyba, że klientowi z jakiegoś fakapu 😉

Mam tu bardziej na myśli osoby, które obserwują Twój biznes z boku i mylnie sądzą, że wiedzą na jego temat wszystko, a co więcej: że ich własne obserwacje i przeświadczenia uprawniają je do tego, by udzielać Ci rad czy wygłaszać własne opinie.

Ja przestałam już marnować czas na próby tłumaczenia kim jestem i co robię ludziom, którzy z zasady postanowili tego nie rozumieć lub nie akceptować. Co więcej – szybko postanowiłam przyjmować rady biznesowe tylko od osób, które osiągnęły w mojej branży więcej niż ja.

Nie chcę brzmieć próżnie, ale takie rozmowy po prostu nie mają sensu bo inni nie siedzą w moich butach i nie przeszli tej drogi co ja. Nie mają pojęcia jak to wszystko wygląda od środka i właściwie nie ma co ich za to winić. Ja też przecież nie wiem jak na co dzień wygląda praca w wielu zawodach i w związku z tym nawet nie próbuję udawać, że wiem, a tym bardziej wygłaszać swoich rad czy opinii – to byłby absurd 🙂

Właściwie to poza tym, że dziś obchodzę roczek swojej firmy to ten wpis powstał również dlatego, że niewiele osób dzieli się publicznie swoimi porażkami i i wypływającym z nich doświadczeniem. A szkoda, bo sprawia to wrażenie, że każdemu się wszystko świetnie udaje i że wszystko co przychodzi – przyszło łatwo. To jednak nieprawda i warto o tym mówić głośno.

Nic, co wartościowe, nie przychodzi łatwo. Ani szybko.

 


Szerzej temat rozwinęłam w tym wpisie: Blaski i cienie „życia online”


 

Na nic nie czekaj

 

I na koniec już coś pokrzepiającego 🙂

Działaj z tym co masz, tu i teraz. Nie czekaj do pierwszego, do lata, aż się skończy pandemia… Rozumiem Twoje obawy. Znam to, byłam tam. Nie chodzi o to, że nie masz się bać – w końcu „odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu” (Mark Twain).

Nigdy nie będzie idealnie sprzyjających warunków do tego co chcesz zrobić. Zawsze będzie „coś”. W życiu chodzi o to, by działać pomimo czegoś, a nie tylko płynąć z prądem kiedy wszystko naokoło zdaje się nas wspierać w danej decyzji.

Przestań myśleć o tym, czego się boisz – działaj tak, jakby porażka była niemożliwa. Bój się i działaj.

Teraz, patrząc z perspektywy na ten rok za mną myślę sobie, że zdziałałam przez ten czas naprawdę dużo. Gdybym poszła na etat do wydawnictwa (takie były plany) to być może tego bloga już by nie było. W końcu to nie chodzi o to, by mieć wszystko za wszelką cenę, ale by z garści możliwości podjąć najlepsze dla siebie decyzje.

Rok temu postanowiłam sobie, że chcę odnieść sukces w prowadzeniu bloga. Skupiłam wszystkie swoje zasoby myślowe głównie na tym jednym, wymarzonym celu. Każdego dnia wstając rano cały czas myślę o nim i wytrwale do niego dążę. Bo to przecież suma małych kroków składa się na wielki efekt.

Zrób swój mały krok właśnie dziś.

 


Może zainteresuje Cię jeszcze: Kiedy ciągle tylko na coś czekasz


Zdjęcia: More for Family Fotografia


SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
  • zostawisz pod nim komentarz,
  • polubisz mój fanpage na Facebooku,
  • zaobserwujesz mój profil na Instagramie.