Wybraliśmy imię dla naszej córeczki!
Dopiero co dowiedziałam się, że jestem w ciąży, dopiero co – że noszę pod sercem córeczkę, a już mamy na liczniku 25 tydzień ciąży. W końcu, po długim czasie niepewności pojawiła się ona – upragniona wiara w to, że będzie dobrze. Nie jest ze mną przez cały czas, ale zdarza jej się pobyć dłużej niż przez chwilę. To dzięki niej w końcu zaczęłam myśleć jak to będzie i… planować 🙂 Prężnie działam z moim nowym remontowo-wyprawkowym projektem (o którym opowiem Ci jeszcze w grudniu) i w związku z tym przestałam mieć czas na zamartwianie się. Co chwilę jednak jak bumerang powracała do mnie pewna kwestia – no bo jakie imię będzie nosiła nasza malutka? I w końcu mogę Ci je zdradzić… 🙂
Zacznę jak Aleks: „Opowiem Ci pewną historię…” 🙂 Imię dla córeczki miałam wymyślone jeszcze zanim zaszłam w czwartą ciążę. Któregoś dnia spisałam sobie różne imiona, które mi się podobają – sądząc, że przydadzą się w bliżej nieokreślonej przyszłości. Kompletnie nie konsultowałam tych typów z K., no bo przecież nawet nie byłam jeszcze w ciąży (!!!), a co więcej już całkiem straciłam nadzieję, że kiedyś jeszcze będę. Jednak pewne imię tak silnie utkwiło mi w głowie, że jakoś tak podświadomie stało się faworytem „na kiedyś tam”.
I weź teraz zrozum ten paradoks. Nagle: bach! i ciąża. Jeszcze nawet nie zdążyłam w nią uwierzyć, jeszcze nie było nic widać na USG, a ja już wiedziałam, że to ONA. Aleks wiedział o niej od początku, bo chciałam, by jak najszybciej zaczął uważać na mój brzuch. Bałam się jakiegokolwiek nacisku czy uderzenia, więc gadałam mu jak najęta, że „Mama ma w brzuszku ***”. Do dziś nie mam pojęcia skąd mi się to wzięło. Tym bardziej, że w kolejnych tygodniach ciąży lekarz obstawiał, że na 60% będzie chłopiec. Dla mnie jednak na tamtym etapie nie miało to najmniejszego znaczenia. W końcu zdałam sobie sprawę, co właściwie znaczy stwierdzenie „byle było zdrowe”. Oj tak, ciężarne po stratach wiedzą to najlepiej. Naprawdę miałam totalnie gdzieś, czy pod sercem noszę chłopca czy dziewczynkę. Było to dla mnie tak mało istotne, że nie zdarzyło mi się ani razu o płeć spytać lekarza. Bardziej skupiałam się na pytaniach „Czy wygląda na to, że wszystko będzie dobrze?”, „Czy maluszek rozwija się prawidłowo?”, „Czy tyle powinien mierzyć na tym etapie ciąży?”, „Czy nie ma tam nigdzie krwiaka?”. To były pytania kluczowe, a nie jakaś tam płeć.
Mimo wszystko, nie przeszkadzało mi to na co dzień używać tego wymyślonego imienia. Początkowo raczej sporadycznie – ze strachu. Zwykle nazywałam maluszka po prostu „ciążą”. Jednak z biegiem czasu i obycia z tym imieniem zaczęłam używać go coraz częściej. Mówiłam już o nim nie tylko Aleksowi, ale i mężowi, rodzinie i przyjaciółkom. Dopiero później, podczas badań prenatalnych okazało się, że noszę pod sercem córeczkę. I tak naprawdę potrzebowałam potwierdzenia tej płci na jeszcze trzech kolejnych wizytach, by móc napisać o niej już oficjalnie – TUTAJ. Przez cały czas nie konsultowałam dalej tego imienia z mężem, kiedy ktoś mnie o nie pytał, to mówiłam, że „niby mamy imię, ale w sumie to nie na pewno”. Jednocześnie nie stopowało mnie to przed tym, by go używać – z dnia na dzień coraz więcej i więcej. To właściwie był taki wyznacznik mojego samopoczucia – im lepiej, im pewniej czułam się w ciąży, tym chętniej i częściej używałam tego imienia.
Było z nami od początku i właściwie jest cały czas. Wcześniej nie chciałam o tym myśleć, ale w końcu nadszedł moment, kiedy poczułam, że powinnam. I to okazało się być trudniejsze niż myślałam – bo jak to tak nagle mam zacząć zastanawiać się nad wyborem imienia dla naszej córeczki, skoro ciągle używam tego jednego od już 6 miesięcy? Jakie inne byłoby w stanie mi się teraz spodobać, skoro nazywam ją od tak dawna tamtym? Kim innym mogłaby być?
Postanowiłam jeszcze zebrać na Facebook’u propozycje imion dla dziewczynek od czytelniczek bloga i odzew przeszedł moje najśmielsze oczekiwania! Ponad 200 komentarzy z inspiracjami, a post dotarł naturalnie do 14 tysięcy osób! Przejrzałam je wszystkie i na powrót pogrążyłam się w rozterce – w końcu to nie ona… I wtedy dotarło do mnie, że to wszystko dlatego, że ona przecież ma już imię! Musiałam to tylko zrozumieć 🙂 Podjęliśmy więc decyzję, że nie ma co walczyć z wiatrakami i skoro to imię tak szybko pojawiło się w naszym życiu to najwidoczniej z jakiegoś powodu.
Dlatego z nieskrywaną radością mogę w końcu zdradzić Ci, że nasza córeczka będzie miała na imię… OLIWIA 🙂
Autorką zdjęć jest Karolina Dutkiewicz Fotografia. Gorąco zapraszam Cię na jej profile na Facebooku oraz Instagramie.
SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
- zostawisz pod nim komentarz
- polubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościami
- zaobserwujesz mój profil na Instagramie