Moja przyjaciółka depresja
Po raz pierwszy o tym, że nie wytrzymam, pomyślałam dokładnie dzień przed wyjazdem na wakacyjny wyjazd w 2021 roku. Zamiast pakować walizki, po raz pierwszy przyznałam przed sobą, że nie poradzę sobie dłużej bez fachowej pomocy. Właściwie przebłyski tej myśli towarzyszyły mi jeszcze wcześniej, takie sytuacje, które mogę sobie łatwo przypomnieć – jeszcze co najmniej dwa lata wcześniej. Teraz już wiem, że zadziałał u mnie mechanizm obronny, czyli pewnego rodzaju dysonans poznawczy. Toczył się we mnie wówczas konflikt pomiędzy tym, co faktycznie czułam (że „coś jest nie tak”), a tym, w co chciałam wierzyć („przecież wszystko jest w porządku”). Zbyt długo wybierałam ignorowanie faktów i tkwiłam w przeświadczeniu, że mój stan jest przejściowy i na pewno sam minie. I wiesz co? Nie minął sam.
Moja przyjaciółka depresja
Tytuł tego artykułu w mojej głowie miałam wybrany od co najmniej dwóch lat.
Na początku uznałam, że temat jest zbyt świeży, by go dotykać, były momenty, że moja relacja z tą chorobą była albo zbyt osobista albo zbyt trudna (typowe hate-love), były też te gorsze momenty, kiedy w ogóle nie miałam ani siły ani ochoty się dzielić swoimi przeżyciami. Słowem: każdy powód był dobry, by odsuwać od siebie moment publicznego obnażenia się z tym tematem. Bo choć niby ktoś się domyślał, to tak naprawdę nie wiedział wszystkiego i NIE WPROST.
Moja psychika w ten sposób poniekąd broniła się przed pełnym uświadomieniem sobie tego, w czym byłam… czy przecież wciąż jestem. Trochę w myśl tego, że „Nawet jeśli wiem, co się ze mną dzieje, nie chcę się z tym konfrontować, bo to uczyni moje przeżycia bardziej realnymi”. Co więc mi się wówczas załączyło? Unikanie. Starałam się odsunąć od siebie wszystkie trudne sytuacje, które mogłyby wywołać dyskomfort.
Dawałam więc sygnały, by zajawić problem, ale jednocześnie nie musieć go w pełni ujawniać.
I
I
Po raz pierwszy zaczęłam zajawiać problem w moim artykule o wypaleniu życiowym w miesiąc po tym, jak zgłosiłam się na terapię. Kolejny miesiąc później dałam upust swoim emocjom w artykule „Daj spokój, jakie Ty możesz mieć problemy?”. Dopiero dwa lata później, w swojej książce „50 lekcji zmieniających życie. E-book motywacyjno-rozwojowy dla chcących żyć lepiej” napisałam:
„Kiedy ponad dwa lata temu dowiedziałam się, że choruję na depresję, poczułam… ulgę. W końcu ktoś potrafił zrozumieć i nazwać wszystko, co wielokrotnie toczyło się w mojej głowie! Znasz to uczucie, kiedy byłaś bardzo przeziębiona, ale ktoś obok powiedział: „No coś Ty, nic po Tobie nie widać”? Po mnie też nic nie było widać – może dlatego tak długo hodowałam w sobie myśl, że nikt mi nie pomoże, bo nikt mi nie uwierzy.
Mam tu na myśli, że to, co widać na zewnątrz, jest zwykle tylko grą pozorów – niekoniecznie spójną z tym, co w rzeczywistości ktoś przechodzi. Wiele osób w kryzysie psychicznym często funkcjonuje „normalnie”, bo nie ma innego wyjścia. Bo ma dzieci, pracę, zobowiązania. U mnie problem był taki, że I never heal, I just kept going.„
Nie miałam czasu na rozczulanie się nad sobą, tylko cały czas szłam do przodu.
i
I
Depresja – niewidzialny ciężar
Wracając do początku, we wrześniu 2021 roku rozpoczęłam psychoterapię w nurcie behawioralno-poznawczym. Diagnozę ciężkiego stanu depresyjnego oraz sugestię konsultacji z lekarzem – psychiatrą dostałam już na pierwszej wizycie. Teraz, z perspektywy trzech lat i zakończonego w listopadzie 2024 roku procesu terapeutycznego, mogę z pełną świadomością powiedzieć, że decyzja o zgłoszeniu się na terapię uratowała mi życie.
Moja relacja z depresją to historia, która wciąż mnie zaskakuje. Z jednej strony przecież funkcjonowałam – pracowałam, uśmiechałam się, ogarniałam codzienne obowiązki – a z drugiej nosiłam w sobie ciężar, który był kompletnie niewidoczny dla innych. Zachowywałam pozory normalnego, udanego życia.
Teraz wiem, że była to tzw. depresja wysokofunkcjonująca. Unikałam problemu, wypierałam go, wciąż zmuszając się do dawania z siebie więcej i więcej – takie podejście pozwalało mi przez pewien czas przetrwać, ale jednocześnie oddalało od uzyskania realnej pomocy.
Byłam mistrzynią w przekonywaniu siebie i innych, że „wszystko jest w porządku”.
I
I
W KOŃCU NIC TAKIEGO SIĘ NIE STAŁO! „Dlaczego ja tak się czuję, skoro nic się nie stało? Jak to możliwe, że wciąż się tak czuję, a nic się nie stało?!”
Bywały momenty, kiedy odczuwałam nic poza złość na siebie samą. Wciąż tylko myślałam sobie, że może faktycznie nie mam prawa się źle czuć. Nie mam przecież AŻ TAKICH powodów. Moja sytuacja nie jest wcale taka zła. Czy nie jestem bezczelna, czując się źle?
Potrafiłam się pięknie uśmiechać, podczas gdy w środku rozpadałam się na kawałki.
Nieważne, że z trudnemu wstawałam z łóżka, że czułam się wypalona i nic mnie nie ekscytowało. Że codzienne życie było dla mnie ciężarem. A mimo to obawiałam się, że moje problemy nie są „wystarczająco poważne”. Przecież nie mogłam sobie pozwolić na zwolnienie tempa. „Mamy nie biorą zwolnienia” – czy jakoś tak, prawda?
I
Skorzystaj z promocyjnej ceny na moją książkę i zacznij pracę nad sobą już teraz:
>> IDŹ DO SKLEPU <<
i
Realny plan naprawczy
„Brałam się w garść” i „nie użalałam się na sobą” zdecydowanie zbyt długo – dopiero moment, w którym spojrzałam prawdzie w oczy, był początkiem drogi do zdrowienia. Nie będę mówić, że to była droga usłana różami, bo to nieprawda. Ale bez niej – nie wyobrażam sobie w jakim miejscu bym była obecnie.
Moja przyjaciółka depresja niedawno skończyła swoje trzecie urodziny, ale ja wierzę, że była ze mną o wiele dłużej. Już nie pamiętam, jak to jest być w pełni zdrową. Ale kto mi uwierzy? W końcu inni widzą tylko same sukcesy. Na szczęście dla mnie to, co myślą inni nie ma już kompletnie żadnego znaczenia.
Psychoterapia zmieniła mnie we wszystkich obszarach i naprawdę pomogła posprzątać w życiu. Nie tylko wyposażyła mnie w narzędzia niezbędne do radzenia sobie z trudnościami, ale też pomogła lepiej pojąć mechanizmy i schematy, które mną kierują, a także pozwoliła w pełni zrozumieć moje myśli i zachowania.
Pisząc ten tekst, chciałam przede wszystkim podzielić się swoim doświadczeniem, bo wiem, że wiele osób może się z nim utożsamić. Depresja nie zawsze wygląda tak, jak w filmach – często to cicha walka, ukryta pod pozorami normalności. Ale właśnie dlatego ważne jest, by o niej mówić! By nie wstydzić się poprosić o pomoc, nawet jeśli wydaje się, że „nie jest tak źle”.
I
I
Z danych WHO wynika, że depresja dotyka około 280 milionów ludzi na świecie. W Polsce zmaga się z nią co dziesiąta osoba, a wiele przypadków pozostaje niezdiagnozowanych. Wynika to m.in. z tego, że wiele osób obawia się stygmatyzacji lub nie zdaje sobie sprawy, że ich objawy mogą świadczyć o chorobie!
Każda podróż do zdrowienia zaczyna się od pierwszego kroku – czasem jest to rozmowa z bliską osobą, zgłębienie tematu czy wizyta u specjalisty. Moja historia pokazuje, że nawet w najtrudniejszych momentach warto wierzyć, że można odnaleźć światło 🙂
Jeśli jest u Ciebie źle, to pamiętaj, że NIE PRZESADZASZ! Nie wyolbrzymiasz ani nie wymyślasz. Nie jesteś leniwa, a WYCZERPANA. Nikt nie zobaczy Twojego bólu, poświęcenia i Twoich łez! Twoim jedynym zadaniem jest zaopiekowanie się przede wszystkim sobą. To jest jedyna rzecz, która ma tak naprawdę znaczenie. Kiedy zatem wydaje Ci się, że żadna decyzja i żaden krok w jakąkolwiek stronę już nic nie zmieni, że nawet nie widzisz światełka w tunelu… tym bardziej wyciągnij rękę po pomoc.
Jeszcze jedno: depresja nie definiuje tego, kim jesteś. To, że walczysz, oznacza, że jesteś silniejsza, niż sądzisz. Nigdy nie zapominaj, że zasługujesz na wsparcie i dobre życie – krok po kroku możesz odzyskać siebie.
Mam nadzieję, że właśnie wygrywasz wojnę, o której nikomu nie mówisz.
i
Zdjęcia: More for Family Fotografia
SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
- zostawisz pod nim komentarz,
- polubisz mój fanpage na Facebooku,
- zaobserwujesz mój profil na Instagramie,
- dołączysz do mnie na TikToku.