fbpx
Lifestyle,  Mental Health

Cała prawda o moich tatuażach…

W ubiegły poniedziałek, poprosiłam moje czytelniczki o oddanie głosów na tekst, który chciałyby przeczytać na moim blogu jako pierwszy. Dosłownie jednym głosem wygrał ten o plusach i minusach przedłużania rzęs, ale obiecałam, że wpis o tatuażach również pojawi się w niedalekiej przyszłości. Zawsze dbam o to, by słowa, które wypowiadam miały pokrycie w rzeczywistości, więc oto i on! Tekst, w którym zdradzę Ci całą prawdę o moich tatuażach. Liczba mnoga – bo tak – mam ich kilka i to jeszcze nie jest moje ostatnie słowo…

 

Raz

 

Pierwszy tatuaż powstał pod wpływem impulsu, kiedy miałam 18 lat (czyli 10 lat temu). Mogło to być lato 2008 roku, bo kojarzę, że na zewnątrz było bardzo ciepło. Wzór tatuażu zaprojektowałam sobie sama, a przedstawiać miał anielskie skrzydła. Z ciężkim sercem przyznaję, że nie niósł za sobą większego przesłania. Gdyby nie to, że znajduje się na dole pleców (na lędźwiach) i na co dzień ani dla mnie (bo nie oglądam się z tyłu 😉 ) ani dla innych nie jest specjalnie widoczny – pewnie żałowałabym go bardziej. Teraz sam wzór nie podoba mi się już tak bardzo jak kiedyś, jest wyblaknięty, nie do końca symetryczny, a jego wykonanie również pozostawia wiele do życzenia (choć widziałam też wiele gorszych! 😛 ).

Mam co do niego swoje plany na przyszłość: cover-up (czyli przykrycie nowym tatuażem) albo w ostateczności kiedyś zdecyduję się na jego usunięcie. Wierzę jednak, że taki specjalista w swojej dziedzinie z jakim przyszło mi się spotkać przy okazji moich kolejnych tatuażowych decyzji jest w stanie zrobić z tego upadłego anioła prawdziwy majstersztyk 😉 .

 

 i
Dwa

 

„Every moment is a chance to turn it around”

 

To tatuaż o szczególnym dla mnie znaczeniu. Planowałam go od momentu, kiedy    n a p r a w d ę   zmieniłam całe swoje życie i przeprowadziłam się do Poznania. Powstał nawet na ten temat dość obszerny tekst (Każda chwila to szansa, aby wszystko zmienić). Dwa lata później, w 2012 roku w końcu się na niego zdecydowałam. Był dla mnie symbolem wszystkiego, co przeszłam i wciąż jest pewnego rodzaju życiowym drogowskazem przypominającym, że nie warto marnować czasu na to, co nie daje nam szczęścia.

Nie żałuję go i nie wyobrażam sobie, żebym kiedykolwiek mogła.

 

 i
Trzy

 

„To infinity and beyond”

 

Ten tatuaż powstał w 2014 roku na około tydzień przed naszym ślubem. Przedstawia rysunek znaku nieskończoności z wtopionym w niego napisem „and beyond”. Znajduje się na moim prawym boku, pod linią stanika. Miał być wyrazem mojej miłości do K. i tego, że to z nim chcę iść „do nieskończoności i ponad nią”. Mimo wszystko jednak z pewną dozą rezerwy 😉 , bo szczerze mówiąc tatuowanie sobie imienia drugiej połówki uważam za delikatnie mówiąc… kiepski pomysł. Mocno musiałam z nim przed K. ukrywać, bo chciałam, by dowiedział się o jego istnieniu dopiero w noc poślubną 😀 A że do pokoju trafiliśmy dopiero po 5, to był bardziej poślubny poranek niż noc… Nie mniej jednak tatuaż mojemu mężowi się bardzo spodobał, choć był dość mocno nim zaskoczony.

 

 Zdjęcia wykonał Łukasz Roszyk Photography. Gorąco zapraszam Cię na jego fanpage.
Zdjęcia wykonał Łukasz Roszyk Photography. Gorąco zapraszam Cię na jego fanpage.

 

Poza moim pierwszym tatuażem, dwa kolejne były mimo wszystko dość… „skromne”. Mam tutaj na myśli zarówno ich niewielki rozmiar, jak i skupienie na symbolice (pod postacią słów). Wszystkie trzy łączy jednak jedno: podczas normalnej rozmowy, nawet latem i w bluzce na ramiączkach nikt nie jest w stanie ich dostrzec. O istnieniu rysunków na moim ciele wiedzą tylko osoby, którym zdecyduję się o tym powiedzieć (lub pokazać). Przez długi czas uważałam ten fakt za zaletę, bo w końcu – tatuaże miały być tylko i wyłącznie dla mnie.

Jednak od około dwóch lat choruję na coś większego. Mam już w głowie konkretną wizję jak ów tatuaż miałby wyglądać i gdzie się znajdować. Niesie za sobą ogromny przekaz, ale nie – niestety nie podzielę się nim z Tobą tutaj, bo zależy mi na tym, by pozostał projektem unikatowym. Czegoś takiego, co chcę zrobić jeszcze nigdy nie widziałam i szczerze mówiąc nie mam nawet pojęcia, czy technika, którą sobie wyobraziłam w ogóle istnieje.

Dlaczego nie zrobiłam go wcześniej? Bo karmiłam Aleksa piersią przez 2 lata, później byłam dwukrotnie w ciąży, a obecnie przyjmuję leki na nadkrzepliwość, które pewnie odpowiednio wcześniej będę musiała odstawić. Ale – co się odwlecze, to nie uciecze. Tym bardziej, że najwcześniejsze terminy do najlepszego fachowca w Poznaniu (i nie tylko) już od jakiegoś czasu są możliwe dopiero na 2019 rok. 😉

A Ty? Masz jakiś tatuaż? A może chodzi Ci po głowie lub planujesz go od pewnego czasu? Koniecznie opowiedz mi o tym w komentarzu 🙂

 

Ten tekst nie powstał w ramach współpracy


SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
  • zostawisz pod nim komentarz
  • polubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościami
  • zaobserwujesz mój profil na Instagramie