Co mnie najbardziej denerwuje w ciąży?
Przeżycia do tego wpisu zbierałam już od dłuższego czasu. Początkowo miał być to taki o plusach i minusach ciąży, ale szybko uznałam, że plusy są przecież taaaakie oczywiste! W końcu każda ciężarna wie, jakie to cudowne uczucie móc nosić pod sercem swoje maleństwo, słyszeć bicie jego serduszka podczas USG czy obserwować rosnący brzuch… To wszystko jest absolutnie cudowne, ale jednocześnie… proste jak 2+2 🙂 Dziś więc postanowiłam zająć się minusami ciąży i jej „czarną stroną mocy” – bo taka też jest! Dlatego zostań ze mną do końca, bo będzie ciekawie 😉
Co mnie najbardziej denerwuje w ciąży?
i
Niewidzialność
Ta doskwierała mi chyba najbardziej i najczęściej. O ile podczas „lepszych dni” mogłam sobie pozwolić na dłuższe stanie czy nawet przepuszczenie w kolejce u lekarza kogoś, kto ma szybszą sprawę niż ja – o tyle szlag mnie trafiał za każdym razem, kiedy musiałam upominać się o swoje.
Dopiero z czasem nauczyłam się, że w niektórych sytuacjach warto się przestać „certolić”. W końcu nikt mi nie da orderu za to, że czekam potulnie jak owieczka, jednocześnie słaniając się na nogach. W związku z tym, za każdym razem, kiedy przyszło mi na przykład zgłosić się do pobrania krwi – od razu wychodziłam przed szereg z pytaniem „Czy któraś z Pań jeszcze jest w ciąży?”. Jeśli nikt się nie odzywał, to od razu ustawiałam się prawie pod samymi drzwiami i wchodziłam następna 😉
Kilka razy zdarzyło mi się również korzystać w ciąży z komunikacji miejskiej. W większości przypadków specjalnie szłam na „pętlę”, zamiast na pierwszy przystanek (do którego mam nieco bliżej), byleby tylko zająć miejsce siedzące. Na pierwszym niestety nie miałabym już czego szukać w tej kwestii 😉 Ciążę z Oliwią przechodziłam tak naprawdę jesienią i zimą, czyli w płaszczu – nie winię więc nikogo, kto nie dopatrzył się brzuszka pod kilkoma warstwami materiału. Nie mniej jednak teraz to już mój brzuch widać, a mimo to próżno mi doszukiwać się odruchów serca u innych. Czy to współpasażerów, czy stojących w kolejce.
Zdarzyło mi się nawet, że stałam w takiej meeeega długiej (ale postanowiłam odstać swoje) i kiedy już nadeszła moja kolej pani poprosiła z końca kolejki… inną ciężarną! Na to już nie wytrzymałam mówiąc „Pani chyba żartuje!” – oburzona, ale jednocześnie z uśmiechem na ustach. Pani oczywiście mnie przeprosiła, ale za to ta inna ciężarna zdążyła stwierdzić, że ona to jest w bardziej zaawansowanej ciąży niż ja (byłam wtedy w 7 miesiącu) i jej się bardziej to pierwszeństwo w kolejce należy.
I tutaj wyłania nam się kolejny minus ciąży jak…
Chamstwo
I to mi się zdarzało, choć już nie aż tak często. Najbardziej utkwiła mi jednak w pamięci historia z pierwszej ciąży, która miała miejsce w poznańskim sklepie IKEA. Byłam wtedy w drugim trymestrze, ale nie przeszkadzało mi to wciąż czuć się źle. Mimo to kompletowanie wyprawki musiało iść do przodu – pojechaliśmy więc z K. po meble i akcesoria do pokoju Aleksa. W związku z tym, że sklep proponuje coś takiego jak „kasa z pierwszeństwem”, postanowiliśmy z tej opcji skorzystać. Nasza kolejka była jednak tak samo długa jak te do pozostałych kas, a w niej nie dostrzegłam nikogo, kto wyglądałby na ciężarną, matką z małym dzieckiem czy osobę niepełnosprawną. Zgodnie z tabliczką mówiącą o tym, że „jeśli należy Ci się pierwszeństwo, podejdź od razu na początek kolejki”… tak też zrobiliśmy.
Tutaj dodam jeszcze, że ani w ciąży z Aleksem, ani w tej z Oliwią nigdy nie zdarzyło mi się nadużywać swojego stanu. Kiedy czułam się dobrze to stałam – choć może i to postępowanie było bez sensu. Dzisiaj zaczęłam 38 tydzień ciąży, a nie dalej jak w minioną sobotę nie dość, że stałam w kolejce do zapisu na KTG tak samo jak wszyscy inni – to przepuściłam jeszcze Pana, który chciał tylko zapłacić za wykonane badanie (i faktycznie – trwało to dosłownie kilkanaście sekund). Od Pani w rejestracji usłyszałam tylko, że „za dobrze wyglądam”…
Wracając do historii – zakupy i chodzenie potrafią dać w tyłek nawet nie-ciężarnej, więc uprzednio lustrując osoby z kolejki podeszłam bezpośrednio do Pani kasjerki mówiąc, że jestem w ciąży. Pani oczywiście potaknęła i poprosiła o podawanie zakupów, ale zaraz podniósł się lament z końca kolejki – i to osób, które i tak stałyby za nami! Że jak to tak można się wpychać, że Pani też jest w ciąży i stoi… Użalaniom się nie było końca. Kasjerka skonsternowana przestała kasować (choć moim zdaniem nie powinna), a ja trochę niepotrzebnie zareagowałam na tę zaczepkę.
Powiedziałam „miłej” Pani, że skoro ona zdecydowała się stać w kolejce pomimo swojego uprawnienia to jej wybór. Ale nie może mieć przecież pretensji do kogoś, kto wykorzystuje ową kasę zgodnie z przeznaczeniem (może nie tymi słowami, bo byłam trochę bardziej niemiła – ale sens został zachowany). Pani mimo to dalej nie przestawała krzyczeć, że skoro jestem w ciąży to mam iść usiąść na ławeczkę, a w kolejce niech dalej stoi mój mąż! Ciśnienie mi się podniosło, ale K. mnie postanowił odciągnąć, więc… udaliśmy się do innej kasy.
i
Głupie komentarze
Choćby ten najczęściej powtarzany, że „ciąża to nie choroba”. To o tyle ciekawy temat, że powielany przy każdej możliwej okazji. Ja mam z nim swoje osobiste doświadczenia, bo moja obecna ciąża z Oliwką to jak choroba z prawdziwego zdarzenia. Począwszy od realnego zagrożenia, mdłości, słabości, nadkrzepliwości, konieczności przyjmowania zestawu leków i codziennego wykonywania zastrzyków w brzuch (po dziś dzień), poprzez irracjonalny strach o dziecko i nerwicę lękową, skończywszy na chronicznym bólu kręgosłupa uniemożliwiającym normalne chodzenie czy siedzenie, silnej zgadze i niebezpiecznych napinaniach brzucha.
Skoro to nie choroba, to co innego? Skoro to nie choroba, to dlaczego co najmniej raz w tygodniu widzę się z lekarzem specjalistą (ginekologiem, położną, psychoterapeutą, endokrynologiem, hematologiem…) albo wykonuję jakieś badania? Dlaczego miesiąc w miesiąc wydaję pieniądze na prywatne wizyty i leki?
Dlaczego w ciąży tylu rzeczy mi nie wolno? Dlaczego muszę na siebie bardzo uważać?
Być może wiele kobiet przechodzi ten okres całkowicie bezobjawowo, ale sądzę, że fakt ten nie uprawnia ich do tego, by komentować cudzą ciążę. Tym bardziej denerwują mnie takie słowa wypowiadane przez osoby, które w ciąży nigdy nie były. Ciąży zagrożonej nie widać na pierwszy rzut oka. Ani nawet na drugi. Nie każda ciężarna ma ochotę dzielić się swoimi problemami w ciąży ze wszystkimi wokół. Co nie znaczy, że jej „ciąża to nie choroba”.
Może zainteresuje Cię również:
Jak wyrzucić z pracy ciężarną? „Opowieść Podręcznej” dzieje się w Polsce.
Dobre rady
Pisałam już kiedyś o tym, kiedy ciąża staje się własnością publiczną. To jeden z pierwszych wpisów na blogu, ale jakże aktualny! Choć w kolejnej ciąży dostaje się tych rad zdecydowanie mniej, to one wciąż się pojawiają – podobnie jak fakt, że każdy ma swój własny pomysł na Twoją ciążę 😉 Dla przykładu podrzucę Ci kilka opinii, pytań i rad, o które nie prosiłam – a które dostałam w ciąży z Oliwką:
- Będzie dziewczynka? Ale fajnie, że „parka”!
WTF? Parka kojarzy mi się tylko z papużkami. Dlaczego rodzeństwo to „parka”?
- Dziewczynka, na pewno? A brzuszek masz „na chłopca”.
- Trochę mały masz ten brzuch.
- Nie powinnaś się malować w ciąży. Włosów też na wszelki wypadek nie farbuj.
- Dlaczego jeszcze nie jadłaś śniadania? GŁODZISZ JĄ!!!
- Jedz więcej!
- Nie pij kawy, bo urodzisz szybciej.
- Nie organizuj chrztu z wyprzedzeniem, bo przecież „wszystko się może zdarzyć”!
- Gdzie/ kiedy/ jak będziesz rodzić?
I moje ulubione (wypowiedziane z przerażeniem):
i
- Co się stanie z Aleksem, kiedy pójdziesz do szpitala???
EEE? Ma ojca? Chodzi do przedszkola?
Tak sobie myślę, że chyba powinnam napisać tekst o tym, jak znieść „życzliwość” innych w ciąży 😉
A Ciebie co wkurza?
Mogłabym tak jeszcze długo i długo, ale całkiem sporo mi tych rzeczy na minus wyszło – więc na tylu poprzestanę 😉 Bardzo jednak jestem ciekawa, jakie są Twoje historie z czasów ciąży i co takiego w tym okresie wkurzało Cię najbardziej? Koniecznie zostaw komentarz pod tym wpisem, tak bym mogła się pocieszyć, że nie ja pierwsza i nie ostatnia 😉 !
Na szczęście moja ciąża już za momencik dobiegnie końca, a wtedy to już będę się wkurzać o zupełnie inne rzeczy… 😉
❤️ NOWY POST ❤️Przeżycia do tego wpisu zbierałam już od dłuższego czasu. Początkowo miał być to taki o plusach i…
Publiée par Blond Pani Domu sur Mardi 19 février 2019
Autorem zdjęć jest Łukasz Roszyk Photography. Gorąco zapraszam Cię na jego profile na Facebooku oraz Instagramie.
SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
- zostawisz pod nim komentarz
- polubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościami
- zaobserwujesz mój profil na Instagramie