fbpx
Strefa Mamy

Moje tu i teraz: styczeń 2018

To już moje szóste „tu i teraz”. Aż mi się wierzyć nie chce, że oto właśnie minęło pół roku odkąd postanowiłam prowadzić ten cykl. Początkowo planowałam tak podsumowująco i refleksyjnie podliczać każdy miniony miesiąc. I wiesz co… chyba to się faktycznie sprawdza! To może nie taka prawdziwa autoterapia, ale pozwala mi się podbudować. Kiedy mam wrażenie, że tak niewiele zrobiłam, że przecież mogłam więcej, szybciej, lepiej to zdarza mi się cofać do archiwalnych wpisów i szybko odwołuję te brzydkie słowa, które mówię w swoim kierunku. Widzę czarno na białym, że nie byłam taką oszustką, za jaką czasem siebie mam. Jestem tylko człowiekiem. Poniekąd stąd się wzięło moje motto (widziałaś na fejsie?).

 

Dlaczego tak? Bo mam się za perfekcjonistkę pełną gębą, ale nie chciałam iść w „najbardziej perfekcyjne miejsce w sieci” bo przez tych, co mnie jeszcze nie znają z pewnością nie zostałoby to trafnie odebrane. Nie żeby jakoś specjalnie mnie to obchodziło, ale nie chciałam mijać się z prawdą. To, że łączę perfekcjonizm z prawdziwym życiem mówi o mnie właściwie wszystko. To zderzenie dwóch światów i pewnych faktów: że lubię wytarty do sucha zlew, ale też się wyspać. Że często się obwiniam i myślę, że mogłam coś zrobić lepiej, ale szybko idę po rozum do głowy i uświadamiam sobie, że nie właśnie, że nie mogłam. Bo jestem tylko jedna, a ról, w które muszę się na co dzień wcielać – znacznie więcej. Że niby ważne jest dla mnie to co inni o mnie myślą i jak mnie oceniają, ale jak przychodzi co do czego, to jednak sobotnia rodzinna codzienność znaczy dla mnie więcej. Że skarpetki rzucone przez męża na posadzkę w łazience wpieniają mnie jak nic innego na świecie, ale… są dni, kiedy sama tak robię. Jeśli to nie rozdwojenie jaźni między perfekcjonizmem, a prawdziwym życiem to nie wiem co innego. Tak, taka właśnie jestem i taki jest mój blog. Witaj w moich progach.

 i

Styczeń: nowy rok, nowa ja?

 

CZUJĘ SIĘ dobrze. Fizycznie trochę mniej, bo zaraz już będzie tydzień odkąd zmagam się z chorobą. Pojęcia nie mam, jak to się stało, że tak się rozłożyłam, ale grunt, że już powoli wracam do siebie. Jestem wdzięczna za to, że w nowy rok weszłam z taką nadzieją i siłą, jakich się po sobie nie spodziewałam. Szybko i prężnie przeszłam od słów do czynów. Nie wiem czy zauważyłaś, ale zwiększyłam obroty i teraz publikuję już trzy wpisy w tygodniu. Jak na moje moce przerobowe to bardzo dużo. W styczniu spod mojej ręki wyszło 12 (!) tekstów, z czego niektóre były piekielnie długie i trudne merytorycznie. Może dla kogoś to niezbyt wielki powód do świętowania, ale dla mnie wręcz przeciwnie – spełniłam swój mały cel na ten miesiąc. I dlatego przepełnia mnie duma, że dałam radę.

PRACUJĘ nad moim nowym projektem, co do którego nazwy nie musiałam się długo zastanawiać. Spotkania w Kolorze Blond to pierwszy event pod własną marką, który przyszło mi organizować. W tym całym pędzie wirtualnej rzeczywistości, brakowało mi takich namacalnych spotkań z prawdziwymi ludźmi. Liczę na to, że na tym jednym się nie skończy, bo mam apetyt na więcej w przyszłości. Mówi się, że brak oczekiwań to brak rozczarowań. Ja jednak lubię je mieć (te pierwsze). Gorąco liczę, że to będzie tylko taki wstęp do tego co mogę i co będę robić. Więcej o tym nadchodzącym wydarzeniu możesz przeczytać tutaj.

 

 

Co jeszcze udało mi się zrealizować w minionym miesiącu?

 

Nie mogę nie wspomnieć o kampanii społecznej, którą intensywnie prowadzimy wraz z Agnieszką na kanale ProbleMatki. W styczniu pojawił się aż 3-częściowy odcinek (ponad 45 minut samych konkretów!) dotyczący dziecka chorego przewlekle w kontekście alergii pokarmowej z objawami skórnymi. Cały czas praktykujemy formułę, że do każdego odcinka powstaje równolegle (u każdej z nas) artykuł na ten temat, jeszcze bardziej rozszerzający wiedzę przekazaną poprzez wideo. Wierzę, że to co robimy, to coś naprawdę wielkiego. Teksty są długie, ale całkowicie wyczerpujące. Podnosimy świadomość polskich rodziców i to jest dla nas największa nagroda i zarazem cel sam w sobie.

Tutaj znajdziesz moje artykuły na ten temat:

Odbyliśmy też kolejną sesję zdjęciową z Łukaszem. Stuknęło nam już pół roku, odkąd ze sobą współpracujemy i Łukasz bardzo się rozwinął, wprost na moich oczach. Musisz wiedzieć, że nie jest wielkim fanem zdjęć rodzinnych, więc chyba wykonuje je ze względu na wielką sympatię do nas 😉 , ale moim skromnym zdaniem te zdjęcia są niesamowite i oddają dokładnie to, a nawet jeszcze więcej niż bym chciała.

 

 

CZYTAM książkę. Cuda, Panie! Kto mnie do tego zmusił? A, niejaka Nicola, która pisząc #Instaserial o miłości, chyba nie do końca wiedziała, co czyni. Jeżeli lubisz historie miłosne, jeżeli lubisz historie lekarskie, jeżeli lubisz się śmiać lub jeżeli lubisz po prostu historie, które trzymają w napięciu to jest to zdecydowanie książka dla Ciebie. Połowę pochłonęłam jednym tchem w jedno popołudnie, drugą połowę zostawiam sobie na ten weekend. Poza tym odkryłam bloga Socjopatka i wprost przepadłam we wszystkich jej tekstach! Daga pisze tak, jakby Cię bardzo dobrze znała, ba, wręcz jakbyś sama o sobie napisała (albo chciała napisać). Każdy jej kolejny wpis sprawia, że mam ochotę na więcej! Dziewczyna naprawdę robi dobrą robotę.

SŁUCHAM – serio chcesz wiedzieć czego? W pracy tylko ciszy i dzwonka telefonu, popołudniami MeloRadia, a w momentach, kiedy mam czas coś napisać – czyli na przykład teraz – po raz kolejny odpalam sobie na YT tą samą składankę, która zwie się „Wesoła muzyka pop do pracy”. Śmieszne? Tak naprawdę nie jest jakaś bardzo wesoła, ale też nie znowu przygnębiająca. Taka spokojna, z pozytywną nutą i nie rozpraszająca w tym, co robisz. Tak czy inaczej wszystkie moje wymogi spełnia. 😉

OGLĄDAM aktualnie tylko Orange is the New Black. Wzięłam nam Netflixa na miesięczną (darmową) próbę i… przepadłam. To serial, który najpierw oglądają wszyscy nasi znajomi, po czym z ciekawości sami zaczynamy i okazuje się, że jest dobry. Jesteśmy gdzieś w połowie 3 sezonu, jest ich 5, a twórca Jenji Kohan podpisał umowę do 7 sezonu włącznie. Cieszyć się, czy płakać? 

 

 

Co jeszcze obejrzymy na Netflixie?

 

Nie zapoznałam się jeszcze całkowicie z ramówką, ale sądzę, że dla każdego znajdzie się „coś miłego” 😉 Powiedzmy, że lubisz mroczne klimaty z niewielką dawką humoru (jeśli już koniecznie muszę moje gusta zaszufladkować), wówczas szczerze polecę Ci:

  • Black Mirror
  • Mindhunter
  • Stranger Things
  • Ozark
  • House of Cards
  • Dark
  • Breaking Bad
  • How to Get Away with Murder

… i to tak na początek, choć w ogóle nie o tym miał być ten tekst. Coż poradzę, że filmy i seriale to nieodłączna część mnie! 😉 Jeśli jednak to wciąż dla Ciebie za mało, zapoznaj się z moim subiektywnym rankingiem TOP 10 najlepszych seriali (prawie wszystkie znajdziesz na Netflix’ie!).

PS Wciąż mi się marzy, by obejrzeć wszystkie sezony Desperate Housewives… Kiedyś w końcu K. musi się zgodzić!

 

 

CHCIAŁABYM nie musieć nikomu w niczym dorównywać. Nie boję się iść po radość, przeżycia i wszystko, co chce mi zaoferować świat, bylebym tylko nie musiała wiecznie pokazywać, że „umiem lepiej”. Wiadomo, że umiem, ale to mimo wszystko cholernie męczące. 😉 Mam czasem takie dni, że niby mam tą pewność w sobie i jasno widzę swoje cele, ale biorę telefon do ręki, odpalam fejsa czy instagram i… mi się odechciewa. Niby ciągnie mnie do pięknych zdjęć idealnych ludzi, marzę o tak dopracowanym makijażu czy rustykalnych wnętrzach łącznie ze śniadaniem podanym do łóżka, ale co z tego, jeśli mam świadomość, że to wszystko nie jest prawdziwe? Widzę utalentowaną kucharkę, celebrytkę z perfekcyjnym wnętrzem, sportsmenkę z kaloryferem na brzuchu, mistrzynię makijażu (Ewa, pokłony!), widzę kobietę, która umie zarządzać swoim czasem, widzę mamę, która gotuje cuda niewidy dla swoich dzieci i tylko mały, maleńki kroczek chroni mnie przed tym by nie popaść w otchłań rozpaczy. Wtedy przypominam sobie o jednej, mega ważnej rzeczy: one wszystkie nie są jedną osobą. Rozumiesz, o co mi chodzi? Nie ma takiej kobiety na świecie, która miałaby czas na to wszystko naraz i która by tego wszystkiego chciała. Właśnie to jest w nas najpiękniejsze, że każda jest cudownie inna, ma różne cele, priorytety i marzenia. Wystarczy faktycznie żyć i z czasem dopracować swój własny przepis na szczęście.

Na świecie panuje pewnego rodzaju umowa. Wszyscy ludzie bez wyjątku wstają rano z trochę wymiętą twarzą i rozczochranymi włosami. Najpiękniejsze kobiety bez makijażu wyglądają całkiem zwyczajnie – mają drobne plamki na skórze, niezbyt wyraziste oczy, czasem mają brudne włosy, zarośnięte brwi albo niezadbane paznokcie.

Na świecie potrzebni są jednak pozytywni bohaterowie, tacy jak Superman czy James Bond. I tacy, jak nieskazitelnie piękne kobiety, które z olśniewającym uśmiechem sugerują, że życie jest cudowne. Takie cudownie piękne istoty nie występują w przyrodzie, podobnie jak nie ma Supermana ani Lary Croft. Trzeba je więc stworzyć. I to jest ta sekretna umowa, jaka panuje na świecie. Wszyscy wiedzą, że zdjęcia kobiet na okładkach pism są poprawiane komputerowo, poza tym do samej sesji kobieta jest odpowiednio malowana, czesana i ubierana, oświetlona specjalnym światłem.

Zapomnij więc o idealnej kobiecie, której musisz dorównać. Bądź sobą. To jest największa wartość, jaką można zdobyć w życiu.

Beata Pawlikowska – W dżungli niepewności

A jakie jest Twoje styczniowe tu i teraz?
f

SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
  • zostawisz pod nim komentarz
  • polubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościami
  • zaobserwujesz mój profil na Instagramie