Ile schudłam na diecie pudełkowej?
Pomimo, że ten tekst miał powstać tak czy inaczej jeszcze w listopadzie to właśnie obserwatorki mojego profilu na Facebooku zdecydowały, że chcą przeczytać go w pierwszej kolejności 🙂 Dzisiaj spróbuję więc podsumować mój powrót do formy po urodzeniu Oliwki (która właśnie skończyła 8 miesięcy) i odpowiem na kilka pytań: Ile schudłam na diecie pudełkowej? Czy udało mi się wrócić do wagi sprzed ciąży? Co robić, żeby schudnąć? Jak schudnąć na diecie? Czy schudłam szybko i łatwo, czy musiałam się trochę pomęczyć? W tekście pojawią się też konkrety: kilogramy, centymetry, cudowne zdjęcia jedzenia i wyjątkowy kod rabatowy 🙂 Zainteresowana?
Po porodzie ze swoją wagą i ciałem czułam się naprawdę kiepsko. O tym jak to wszystko wyglądało u mnie w przeszłości pisałam już szczegółowo TUTAJ, więc nie będę się dzisiaj na ten temat specjalnie rozgadywać 🙂
Już na wstępie chciałabym zaznaczyć, że nie znajdziesz w tym wpisie łatwych tricków na to jak schudnąć, bo takich po prostu nie ma. Nie zamierzam Cię mamić, że znam cudowne sposoby na to, by stracić na wadze szybko i bezboleśnie. Z drugiej strony, mogę się pochwalić, że TAK, udało mi się wrócić do wagi sprzed ciąży z Oliwką 🙂 W końcu zaczynam czuć się dobrze w swoim ciele i nie chcę przestawać! No dobrze, ale jak to się stało, że mi się udało?
i
Początki odchudzania
Wszystko zaczęło się w drugiej połowie maja (tak tak, tego pół roku temu…), kiedy to postanowiłam zawalczyć o siebie w ramach projektu #PowrótDoFormyzBPD. Wtedy moja waga pokazywała 69,8 kg, a nadmiar tłuszczu odkładał się głównie na brzuchu, udach, boczkach i tworzył tzw. „bryczesy”. Dzisiaj jednak mogę cieszyć się ubytkiem 6,5 kg oraz grubo ponad 42 cm w obwodach ciała 🙂
Zgodnie z kartą ciąży, tę z Oliwką zaczynałam z wagą 64 kg, a więc mogę potwierdzić – udało mi się nawet nie tyle wrócić, co przebić swoją wagę sprzed tego okresu 🙂
Poniżej możesz zapoznać się z moimi szczegółowymi pomiarami z pół roku temu i dzisiaj:
i
Podsumowanie wyników
Moim zdaniem jak na niespełna 6 miesięcy odchudzania mój wynik nie jest jakiś niesamowicie spektakularny. A na pewno nie jest taki, na jaki w głębi serca liczyłam. Wiem, że spokojnie można chudnąć po kilogramie tygodniowo, gdzie u mnie ten kilogram również spadał, ale w ciągu miesiąca. Choć bardzo zależało mi, by schudnąć więcej i szybciej – niestety nie udało mi się tych założeń zrealizować.
Myślę, że znaczący wpływ na takie, a nie inne tempo utraty wagi w moim przypadku miało karmienie piersią. Choć oczywiście zwiększone zapotrzebowanie kaloryczne (o około 500 kcal więcej) powinno wyrównywać się z wydatkiem energetycznym związanym z samym karmieniem – to już po raz kolejny przekonałam się, że u mnie to tak nie działa. W ciąży z Aleksem również było mi szalenie trudno zrzucić zbędne kilogramy podczas karmienia i jedyne co zadziałało to dieta eliminacyjna – choć z założenia nie była dietą odchudzającą.
Co jeszcze na pewno utrudniało mi walkę z nadprogramowymi kilogramami to na pewno wilczy głód. Chciało mi się jeść praktycznie cały czas i rzadko kiedy odczuwałam poczucie sytości. Praktycznie codziennie mierzyłam się z pokusą ciągłego podjadania – często wygrywała motywacja i skupienie na celu, ale jednak nie za każdym razem.
No dobrze, mam jednak świadomość, że dla niektórych moje efekty mimo wszystko są całkiem zadowalające i być może i Ty jesteś ciekawa, jak udało mi się schudnąć. Przejdźmy więc do konkretów…
Co robiłam, że schudłam?
1. Korzystałam z usług cateringu dietetycznego Butta La Pasta Poznań
(⬅️ kliknij tutaj po 15% rabatu)
Codziennie jadłam (a przynajmniej starałam się jeść) 5 posiłków dziennie, w równych odstępach czasowych o łącznej wartości 1800 kcal. Przy dwójce dzieci i chronicznym braku czasu (a co za tym idzie spychaniu swoich potrzeb na dalszy plan) było to dla mnie prawdziwe zbawienie i realne wsparcie w walce o powrót do formy.
Pokuszę się wręcz o stwierdzenie, że to głównie dzięki „pudełkom” udało mi się osiągnąć swój cel.
2. Wprowadziłam sport do swojego życia
Praktycznie codziennie ćwiczyłam rano po 15 minut dziennie – 10 minut pośladki z Mel-B (znajdziesz na YouTubie) i 5 minut jogi i ćwiczeń na wzmocnienie mięśni przy kręgosłupie. Do tego zapisałam się na zorganizowane zajęcia i uczęszczałam na nie raz w tygodniu. Początkowo była to joga (nie chciałam obciążać mięśni brzucha po cesarskim cięciu), później przerzuciłam się na zajęcia fitness.
Głównie były to zajęcia TBC, łączące ćwiczenia aerobowe (przyspieszające oddech) ze wzmacniającymi. Działają one dwutorowo – po pierwsze wzmacniają mięśnie i poprawiają ogólną kondycję fizyczną, a po drugie zapewniają utratę tkanki tłuszczowej i poprawę wydolności. Choć często byłam po nich mocno spocona, to miałam dzięki temu poczucie, że naprawdę „działają”.
3. Odstawiłam słodycze
Zupełnie przestałam kupować różnego rodzaju przekąski typu czekolada, batonik czy chipsy. Zauważyłam, że to jest właśnie słowo-klucz: kupowanie. Przestałam kupować, a nie tylko jeść. Podczas zakupów w sklepie omijałam tego typu działy i odwracałam głowę w drugą stronę przechodząc koło nich. Walczyłam ze sobą właśnie tam, bo wiedziałam, że mając tego typu produkty w domu – z całą pewnością przegram tę walkę z kretesem.
I wiesz co? Ten system naprawdę zadziałał 🙂 Kiedy już tak naprawdę, naprawdę musiałam zjeść coś słodkiego, ratowałam się zdrowymi deserami z cateringu (ich owsiane ciasteczka to serio jakiś kosmos!) albo w ostateczności robiłam popcorn w mikrofalówce 🙂 Ale co najważniejsze – duża paczka chipsów zagryzana czekoladą z orzechami (o mamo!) przestała być moją codziennością.
4. Zaprowadziłam wiele małych zmian
Szklanka wody z cytryną na czczo totalnie weszła mi już w krew. Bez tego nie zaczynam dnia, naprawdę. Małymi kroczkami, ale odstawiłam cukier i w ogóle mi go nie brakuje. Wręcz jestem trochę zła, bo już nie wypiję soku, słodkiego napoju czy nawet smakowego piwa – bo mi to już totalnie nie smakuje.
Staram się pić wodę, dużo wody – z tym cały czas walczę, bo choć ją bardzo lubię to zwyczajnie zapominam się nawadniać. Teraz stosuję taki system, że jak już wypiję szklankę, to od razu nalewam sobie następną „na później” i widzę, że to działa.
Nie jestem dla siebie surowa i taka zero-jedynkowa. Jeśli już przygotowuję posiłki dla rodziny, które od czasu do czasu zdarzy mi się podjadać, to mam świadomość, że to co zrobiłam jest naprawdę wartościowe. Kupuję pełnoziarniste kasze i makarony, całkowicie zrezygnowaliśmy z białego pieczywa, jemy ryby, warzywa i owoce. Korzystam z różnego rodzaju e-booków – najczęściej z semiwegetariańskiego od Fashionelki czy Fit-Booka od FlowMummy. Inspiruję się innymi i co rusz próbuję czegoś nowego.
Jaki jest mój dalszy plan?
Kiedyś myślałam, że w tej kwestii cechuje mnie słomiany zapał i że widząc pierwsze efekty potrafię szybko spocząć na laurach. Teraz widzę w jak wielkim błędzie byłam myśląc w ten sposób. Przecież to działa zupełnie odwrotnie! To właśnie pierwsze tygodnie i miesiące, kiedy to waga nie chciała spadać totalnie mnie demotywowały. Kiedy jednak w końcu waga ruszyła i zaczęłam obserwować kolejne efekty – to właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że absolutnie na żadnych laurach spocząć nie mogę! Nie teraz, kiedy w końcu zaczyna mi się udawać! 🙂
Mogłabym więc powiedzieć, że skoro udało mi się osiągnąć swój cel (powrót do wagi sprzed ciąży z Oli), to nie muszę już nic więcej ze sobą robić. Ba, może nawet mogłabym od czasu do czasu zjeść jednego czipsika? Albo dwa? Już samo napisanie tych słów jasno pokazuje mi, że NIE, NIE MOGĘ! Nie po to pół roku tak bardzo się starałam, żeby w kilka chwil zaprzepaścić swoją ciężką pracę! 🙂
Teraz moim kolejnym celem jest utrzymanie tego, co już udało mi się osiągnąć i walka o więcej! Idę po 60 kg na wadze i wracam do wagi sprzed ciąży z Aleksem, a co! 🙂 (Tak, wiem, że waga to nie wszystko, tylko centymetry bla bla bla… 😉 )
Koniecznie daj znać jak Ci się podobał ten wpis 🙂 A może jesteś w tej walce razem ze mną? Ile już udało Ci się schudnąć? Co już zmieniłaś w swoim życiu, jakie nowe nawyki zaprowadziłaś? Pochwal się w komentarzu poniżej ⬇️⬇️⬇️
Partnerem publikacji był catering Butta La Pasta Poznań
Zdjęcia: More for Family Fotografia
SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
- zostawisz pod nim komentarz
- polubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościami
- zaobserwujesz mój profil na Instagramie