Czym jest dla mnie karmienie piersią
Przede wszystkim najcudowniejszym, co mogę dać mojemu synkowi. Najlepszym dla niego startem w przyszłość.
Nasze początki były bardzo trudne. Jak wiesz, Aleks przyszedł na świat poprzez cesarskie cięcie. Planowe, „na zimno”, więc co za tym idzie pokarm nie pojawił się u mnie od razu. Aleks urodził się w piątek, o 7:19, a pomimo ciągłego przystawiania do piersi, pierwszą kropelkę magicznego mleczka udało mi się wycisnąć dopiero w niedzielę i to dzięki wsparcia cudownej pani, doradcy laktacyjnego.
W międzyczasie, pomimo, iż znajdowaliśmy się w szpitalu o bardzo wysokim poziomie i stopniu referencyjności spotkałam położne, które stosowały swego rodzaju terror… Już w drugiej dobie padały stwierdzenia, że synek spada z wagi (choć spadek do 10% jest czymś całkowicie normalnym, a przy 10-15% zaleca się jedynie obserwację) i że jak nie przybierze to „trzeba będzie podać butlę!”. Pisząc „butla”, mam na myśli mm, mleko modyfikowane czyli „paszę”. Od początku byłam bardzo nastawiona na karmienie piersią i takie teksty, choć przykre działały na mnie jak płachta na byka. Już od pierwszych minut po porodzie postanowiłam sobie w głowie, że MÓJ SYN NIE DOSTANIE „BUTLI”. No nie, i koniec. Moje dziecko i moja decyzja. Moje. Nie lekarzy, którzy wpadali tylko na kilka minut dziennie. Nie położnych, które miały dziesiątki innych położnic na głowie.
I choć kosztowało mnie to bardzo dużo siły, pracy i zero snu, w końcu pokarm się pojawił. Razem z pokarmem przyszedł nawał. I to ogromny. W ciągu jednej nocy piersi powiększyły mi się o trzy rozmiary. Wyglądały normalnie jak silikony. Ból nie do opisania. Okazało się, że Aleks miał lekką żółtaczkę, przez co 99,9% jego doby to był sen. Spał cały czas i kompletnie nie dało się go wybudzić. A by zaczął przybierać na wadze i żółtaczka miała szansę spaść potrzebne mu było mleczko mamy. Znów pojawiały się komentarze położnych. Z wagi urodzeniowej 3400 spał do 3010. Czyli więcej niż 10%. Zaczął się szantaż emocjonalny pt. „jak nie wzrośnie mu waga to trzeba podać butlę!”. Mhm. Ich niedoczekanie. No nie ma opcji. Zawzięłam się w sobie. Ustawiałam budziki co 2h. Przez całą noc. Próbowałam go wybudzać wszelkimi możliwymi sposobami. Choć ponad jakiekolwiek wyobrażenie bolały piersi (nawał), brodawki (synek spał i nie chciał współpracować) to moja determinacja i mega silna motywacja, takiej jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyłam zadziałały cuda.
5 lipca, o godz. 20:00 Aleks był ważony i waga wskazywała 3010 g. Następnego dnia, 6 lipca, przy obchodzie ok. godz. 8:00 mój synek ważył 3100g. Przez noc przybrał 90g. Ani położne, ani lekarka nie mogły w to uwierzyć. Pomijam w ogóle merytoryczną kwestię ważenia codziennie oraz fakt, że noworodek ma 2 tygodnie, by powrócić do swojej wagi urodzeniowej. Choć tak w ogóle dzieci karmione piersią nie powinny być przyrównywane do siatek centylowych tworzonych dla dzieci mm. Ale to już odrębne kwestie.
Rozpierała mnie niesamowita duma. Taka pewność siebie i szczęście nie do opisania. Nie złamałam się pod presją lekarzy, pod naporem położnych. Pod wpływem kiepskiego samopoczucia, z obolałym na za krótkim łóżku kręgosłupem, przy 36 stopniach i zerowym powiewie powietrza w sali poporodowej, gdzie leżały nas 4 kobiety i 5 na zmianę (poza Aleksem) płaczących noworodków. Przy niesamowicie bolących piersiach, okropnie tkliwych brodawkach, zdołowana przez otoczenie i całkowicie bez jakiegokolwiek snu. Jestem z siebie niesamowicie dumna. Że zaufałam sobie, naturze i swojemu ciału. Widziałam, jak dziewczyny wokół mnie się poddawały i podawały tą paszę, wodę z glukozą i cuda na kiju. W miejscu podobno „pro kp”. Ja dałam radę. Dałam mojemu synkowi to, co dla niego najlepsze.
6 lipca wyszliśmy ze szpitala i nasza mleczna droga rozpoczęła się na dobre.
Cudowne chwile w domku nie trwały długo, bo przy drugim patronażu położnej środowiskowej, 10 lipca, usłyszeliśmy, że Aleks zżółkł i mamy zbadać mu poziom bilirubiny. Dodam, że 6 lipca zostaliśmy wypuszczeni ze szpitala z wynikiem 7. Hormony zrobiły swoje, puściły mi nerwy, pojechaliśmy pobrać krew. K wszedł z Aleksem do pobrania bo ja nie byłam w stanie. Mimo to, siedząc na zewnątrz i słysząc jego płacz, płakałam razem z nim. Po dwóch godzinach wynik, 16,62 mg/dL. Telefon do położnej i czarna rozpacz. Mamy wrócić do szpitala, Aleksa przyjmą na oddział, a ja nie będę mogła zostać z nim i go karmić. Okazało się jednak inaczej. W szpitalu, w którym się urodził nie chcieli go przyjąć, a w drugim, do którego się udaliśmy, jak się później okazało z niesamowicie przestarzałą wiedzą pani doktor, którą powinnam zjechać wzdłuż i wszerz, gdzie tylko się da i wystosować skargę zaleciła uwaga: odstawienie całkowicie od piersi na dobę, karmienie tylko wodą z glukozą oraz 10 czopków Luminal co godzinę. Na moje pytanie jak długo ta woda, odpowiedź lekarza „jak długo państwo wytrzymacie zero snu i płacz dziecka”. Po tej odpowiedzi już wiedziałam, że byłabym idiotką gdybym przyjęła te zalecenia bez jakiejkolwiek refleksji. Poradziliśmy się kuzynki K, również położnej i to była złota rada. Absolutnie nie odstawiać od piersi, tylko pierś, pierś, pierś. Ma jeść i wydalać 🙂
Dwa dni później, 12 lipca ponownie zbadaliśmy poziom bilirubiny. Było już 15,11 mg/dL. Nie stosując się do rad cudownej pani doktor, a ufając jedynie sobie i swojemu instynktowi poziom spadł o 1,5 mg/dL. W dwa dni. Czyli po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że często nie warto ufać lekarzom, ale swojej intuicji. Obecnie Aleks ma 12 tygodni i waży 7 kg. To chyba mówi samo za siebie…
Czym jeszcze jest dla mnie karmienie piersią?
Zdrowiem. Miłością. Szczęściem. Bliskością. Pewnością siebie. Więzią. Cudowną relacją. Rozwojem emocjonalnym Aleksa. Wspaniałym stanem psychicznym. Wiedzą, ogromną wiedzą. Dokształcaniem. Ciepłem. Współpracą. Bezpieczeństwem. Przywiązaniem. A przede wszystkim inwestycją w przyszłość mojego dziecka. Pewnością, że daję mu to, co dla niego najlepsze. I ogromną, rozpierającą serce DUMĄ.
W kolejnym wpisie opowiem Ci, czego się nauczyłam o karmieniu piersią i rozprawię się z wszechobecnie panującymi mitami na ten temat. Postaram Ci się ten problem przybliżyć i nadać całej tej sprawie zdrowego rozsądku.