Blaski i cienie „życia online”
No dobra, nieco mi się nazbierało w ostatnim czasie, więc pozwól, że dziś opowiem Ci o blaskach i cieniach „życia online”. Czy faktycznie bycie na świeczniku to sam cud, miód i orzeszki? 🙂 Dzisiaj trochę dosadnie, ale ani trochę nie przesadnie.
Przeświadczenie, że znasz mnie i moje życie na wylot
Zarówno w ten pozytywny sposób: „Udało Ci się”, „Masz cudowne życie”, „Ale jesteś zorganizowana!”, jak i negatywny: „Sprzedałaś wizerunek swoich dzieci”, „Zajęłabyś się prawdziwą pracą”, „Tobie to dobrze, możesz siedzieć w domu”.
We wpisie „Wiem co u Ciebie, bo widziałam instastories” odniosłam się już raz do tego, że NAPRAWDĘ w świadomy sposób wybrałam owe „życie online”.
I nie tylko ja. Już dawno temu rozmawialiśmy z K. o tym, z czym się wiąże tego rodzaju pasja i praca. Zdecydowaliśmy się na pójście tą ścieżką po wnikliwym przenalizowaniu wszystkich za i przeciw. Wiedziałam, że będę na świeczniku, będę musiała tłumaczyć się z każdej decyzji i każdego słowa, że będę mierzyć się częściej z hejtem niż konstruktywną krytyką.
O ile tytułowe „przeświadczenie o znajomości tego jak wygląda moje życie” wypływa od kogoś przyjaznego, jest zupełnie nieszkodliwe.
Sama podczas choćby blogowych konferencji niejednokrotnie złapałam się na tym, że choć codziennie oglądałam czyjeś instastories, to w rzeczywistości… przecież osobiście nie znam tej osoby! A ona najprawdopodobniej w ogóle nie ma pojęcia o moim istnieniu 😉
O tyle jednak, jeśli tego typu myśli i przekonania ma osoba delikatnie mówiąc… nieżyczliwa czy zwyczajnie zazdrosna – to już nie jest tak fajnie. Nie jest fajnie, jeśli ktoś myśli, że życie które pokazuję to kopia tego rzeczywistego w proporcjach 1:1.
Absolutnie nie jest moim celem, byś teraz sobie pomyślała, że kreuję się na kogoś kim nie jestem! Musisz mieć jednak świadomość, że to co pokazuję na blogu czy w socialach to tylko pewien WYCINEK mojego życia.
To co widzisz, to często tylko kilka minut z mojej doby
To, że wrzucam zdjęcia moich dzieci oglądających telewizję, nadaję z łóżka czy pokazuję kieliszek wina nie oznacza, że dzieje się to godzinami, każdego dnia i na okrągło.
Łatwo popaść w pułapkę myślenia w ten sposób i doskonale to rozumiem. Warto jednak od czasu do czasu przypomnieć sobie, że jedno stories trwa zaledwie 15 sekund. Ile takich nagrywam dziennie? Limit na jaki zezwala Instagram to 100. Przy założeniu, że wyczerpałabym wszystkie (i to wyłącznie „mówione”), wciąż zobaczyłabyś tylko 25 minut z mojego życia. Dla przypomnienia – doba ma 24 godziny 😉
Proszę, miej więc świadomość, że lwiej części z mojego dnia zwyczajnie nie widzisz.
Dokładnie selekcjonuję też to, co Ci pokazuję, a czego nie. Czasem jednak miewam wpadki. Przypadkiem zauważysz coś, czego nie planowałam byś zobaczyła, albo usłyszysz o czymś, o czym nie pomyślałam, że nie powinnam mówić.
Pamiętaj jednak, że odpowiadam jedynie za to, co powiedziałam, a nie za to jak Ty to zrozumiałaś.
Przekonanie, że pytałam o radę
Oczywiście, krytyka przekazana w miłej formie może na pierwszy rzut oka wydawać się w porządku, ale w rzeczywistości często jest tylko zawoalowaną formą hejtu.
I to nie tak, że ja nie przyjmuję żadnego rodzaju porad czy krytyki.
Czasem przecież wręcz sama o nią proszę czy o coś pytam! W takim wypadku bardzo chętnie poznam Twoje zdanie 🙂 W przeciwnym – proszę nie pisz mi niemiłych rzeczy, tylko po to, żeby poczuć się lepiej.
Oczywiście, że masz prawo wyrazić swoją opinię, zawsze. Natomiast ja również mam pełne prawo nie chcieć jej czytać.
Myśl, że pokierowałabyś moim życiem lepiej
Ostatnio natrafiłam na doskonale odzwierciedlający moje odczucia w tej materii cytat (Dream Hampton):
„Nigdy nie marnuj czasu próbując wytłumaczyć kim jesteś ludziom, którzy postanowili Cię nie rozumieć”.
Często aż dziw mnie bierze, że muszę się tłumaczyć z własnych decyzji. Czy to, że jestem poniekąd osobą publiczną obliguje mnie to spowiedzi przy każdej nadarzającej się okazji?
To chyba u Elajzy trafiłam na jeszcze jedną myśl: „Przyjmuję rady tylko od osób, które osiągnęły w mojej branży więcej niż ja”.
Mam świadomość, że wielu moich bliskich nie ma zielonego pojęcia, czym ja tak naprawdę zajmuję się na co dzień (nieco zdradziłam we wpisie „Na czym polega praca blogera?”), ale dopóki nikt z nich nie próbuje mnie pouczać czy umoralniać to naprawdę nie mam z tym absolutnie żadnego problemu.
Również kiedy słyszę „Eeeee… czyli siedzisz w domu?” nie odczuwam natychmiastowej potrzeby wypunktowywania komuś krok po kroku całego swojego planu dnia – tym bardziej, jeśli o to nie pyta 😉
Za to SERIO krew mi się gotuje w żyłach, kiedy ktoś oczekuje tłumaczenia się z każdej podjętej przeze mnie decyzji.
Taką podjęłam. Taka jestem. To moje życie. Nie potrzebuję Twoich rad.
DEAL WITH IT!!!!!!!!!!!!!!!!! 😀
Wpływ życia online na to prawdziwe
I to już moim zdaniem nie powinno mieć miejsca. Zawsze się frustruję, kiedy zasłyszana czy „wyciągnięta” z kapelusza informacja ma wpływ na moje prywatne życie. Kiedy muszę zaczynać uważać na napisane lub wypowiedziane słowa lub w pewnym momencie po prostu zamilknąć.
Blogowanie to poniekąd dziennikarstwo i zdarza się, że przeświadczenie o tym, że dopóki postępuję w zgodzie z sobą samą mogę mówić i pisać wszystko, co mi się podoba… czasem potrafi zaprowadzić mnie w szczere pole.
Doświadczyłam w przeszłości kilku nieprzyjemnych sytuacji i choć wciąż uważam, że druga strona nie miała racji ani nawet prawa, by wyrwane z kontekstu informacje przekładać na kwestie prywatne to i tak wyciągnęłam z nich pewnego rodzaju doświadczenia. Dla własnego spokoju niektórych tematów nie będę w świecie online omawiać nigdy.
A co z blaskami?
Są, oczywiście 🙂 Zaangażowane grono odbiorców, rozwijające się miejsce w sieci, rosnące statystyki, poznane poprzez bloga osoby, świetne współprace, własna firma, możliwość zarabiania na swojej pasji…
Blasków jest tyle, że przyćmiewają wszystkie cienie 🙂 Jestem szczęśliwa mogąc wciąż robić to co kocham i w końcu nazywać to swoją pracą! 🙂
Pamiętaj jednak, że ten wszystkie efekty, które widzisz (zdjęcia, teksty, kampanie reklamowe, wystąpienia, wydarzenia) to jedynie niewielki widoczny procent wielu godzin pracy, wyrzeczeń, a także wytrwałości pomieszanej ze zmęczeniem.
To życie, które w formie online tak mocno przeplata się z rzeczywistym, że jedno nie potrafi już istnieć bez drugiego. To już nie jest tak, że mogę się wyłączyć na miesiąc, kliknąć przycisk „OFF” jak na pilocie.
Ta praca pociąga za sobą również obowiązki i pewnego rodzaju odpowiedzialność.
Za dostarczane treści, za wpływ na czytelników. Za każde napisane i wypowiedziane słowo. Często za własny wygląd i postępowanie, które jest oceniane na każdym kroku. Ale także za wszystkie pytania czy prośby o pomoc, na które odpowiadam każdego dnia.
Życie online nie jest dla każdego. I nie musi!!! Każdy ma inny charakter, predyspozycje, poglądy i podejście do życia. Jednak to, że „Ty byś tak nie zrobiła”, nie oznacza, że ja też nie mogę.
Mogę. I robię.
No to patrz.
Przeczytaj jeszcze: Czy moje życie jest tak idealne, na jakie wygląda?
Zdjęcia: More for Family Fotografia
SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
- zostawisz pod nim komentarz,
- polubisz mój fanpage na Facebooku,
- zaobserwujesz mój profil na Instagramie.