Workin’ Moms – serial, który pochłonęłam w dwa przedpołudnia
Od kiedy Aleks wrócił do przedszkola zyskałam sporo czasu w ciągu dnia. Sporo oczywiście tylko mówiąc umownie – w końcu z dwumiesięcznym bobasem u boku (a właściwie przy piersi) nie mogłam zrobić zbyt wiele. Postanowiłam jednak przestać przejmować się tym, czego zrobić nie mogę, a zacząć korzystać z tego, co mogę! Praktycznie od razu padło na Netflix. Jestem ogromną fanką seriali, a mój wzrok od razu wychwycił totalną nowość na tej platformie – Workin’ Moms. Co takiego sprawiło, że pochłonęłam pierwszy sezon w raptem dwa przedpołudnia? O tym w dzisiejszym wpisie 🙂
Przede wszystkim czas, a jednocześnie brak czasu. Pierwszy sezon zawiera jedynie 13 odcinków trwających po 22 minuty. Ktoś tu ewidentnie pomyślał o oglądających go zapracowanych mamach! 😉 Sama więc widzisz, że obejrzenie ich w dwa przedpołudnia to nie był jakiś specjalny wyczyn (a może jednak?).
W czasie kiedy w moim życiu miało miejsce wiele stresujących momentów, po prostu potrzebowałam czegoś totalnie odmóżdżającego, ale jednocześnie… podnoszącego na duchu.
No dobrze, ale o czym właściwie jest ten serial? I co wnosi?
Jest o świeżo upieczonych matkach, które po skończeniu się urlopu macierzyńskiego wracają do pracy. To marketingowiec, psycholog, sprzedawczyni domów i informatyczka. Każda zupełnie inna i z kompletnie odmiennym podejściem do życia.
Jednocześnie mamy do czynienia z istną mieszanką wybuchową aspektów, z którymi możemy się mniej lub bardziej jako mamy identyfikować. Pojawia się temat karmienia piersią, ściągania mleka w pracy i mleka modyfikowanego w tle, ale również niezrozumienia między małżonkami, chęci do skoku w bok, nieplanowanej kolejnej ciąży i potencjalnej aborcji, jak również baby bluesa przeradzającego się w prawdziwą depresję poporodową.
Cała gama emocji towarzyszących na co dzień mamom może przytłoczyć, i to bardzo. Zaczynamy zdawać sobie sprawę, że takie jest właśnie nasze życie. I to mnie uderzyło najbardziej – ta autentyczność.
Pomimo, iż macierzyństwo było przeze mnie bardzo mocno chciane i uważam, że moje dzieci są moim największym szczęściem – to jednocześnie bardzo trudne chwile.
Trudne, kiedy pojawiają się choroby. Trudne, kiedy trzeba sobie radzić z problemami różnego kalibru. Trudne, kiedy Twoi bezdzietni znajomi odsuwają się od Ciebie. Kiedy współpracownicy nie rozumieją, że musisz i chcesz wyjść z pracy punktualnie i ani minuty później. Kiedy jedyne, na co masz ochotę wieczorem to sen. Kiedy nie umiesz zaakceptować siebie po porodzie. Kiedy na nic nie masz czasu, a rozpaczliwie pragniesz go mieć.
Mogłabym jeszcze tak długo, ale jeśli jesteś mamą, to doskonale wiesz o co mi chodzi… 😉
Trudne chwile w macierzyństwie nigdy nie mijają. Mogą co najwyżej przeplatać się z tymi szczęśliwymi i jeśli jest ich po tyle samo – to już jest i tak całkiem nieźle. Gorzej, kiedy jest ich więcej i zaczynają przytłaczać. Kiedy nie ma się siły czerpać radości z macierzyństwa, bo te złe chwile wgniatają w podłogę.
Może właśnie dlatego, że przeżywam właśnie taki okres, kiedy to los rzuca mi coraz to większe kłody pod nogi tak bardzo mocno doceniłam ten serial. Oglądając go, przez głowę przemykało mi wiele myśli, takich jak: „Nie mam jeszcze tak źle”, „Mam tak samo!”, ale i „Ja bym tak nie zrobiła!”… i najważniejsza: „Nie jestem jedyna. Nie jestem sama.” To właśnie ta ostatnia tak mocno mnie podbudowała.
Była jak wyciągnięta dłoń w chwili zwątpienia. Jak przyjaciółka darząca zrozumieniem. Jak coś, czego potrzebowałam, by nie pogrążyć się w otchłani rozpaczy. Była wszystkim – szarą rzeczywistością, cynizmem, ale i pokrzepieniem serca i duszy. I tą cholerną autentycznością.
Serial jest dostępny na platformie Netflix – ale jedynie jego pierwszy sezon, nad czym bardzo ubolewam (bo zostały wypuszczone w sumie trzy sezony). Tak czy inaczej gorąco zachęcam Cię do jego obejrzenia, jeśli szukasz pociechy, komedii (a właściwie tragikomedii), nieco prawdziwego życia albo… po prostu jesteś mamą.
Jeśli masz Netflixa, możesz obejrzeć zwiastun serialu bezpośrednio TUTAJ, a jeśli nie – TUTAJ.
SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
- zostawisz pod nim komentarz
- polubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościami
- zaobserwujesz mój profil na Instagramie