fbpx
Family

Trudny temat: Kto mógłby rozbić moją rodzinę i dlaczego tak się tego boję.

W ubiegły weekend oglądaliśmy z K. film, który do reszty mnie poruszył. Mniej więcej od połowy ryczałam jak głupia. Dawno nie widziałam tak rozdzierającego wewnętrznie, poruszającego filmu.  Zupełnie żadna świeżynka, bo z 2015 roku i aż mi wstyd, że my, tacy filmowi starzy wyjadacze dopiero natrafiliśmy na tą perełkę. Na tym jednak kończy się pozytywna zapowiedź tego wpisu, dalej będzie tylko gorzej…

 

Powtórne narodziny jako rodzic

Room traktuje o dziewczynie, która została porwana jako nastolatka i przez 7 lat była więziona przez porywacza. Najbardziej uderzające jednak jest to, że była przez niego gwałcona i urodziła mu syna, który w filmie ma już 5 lat. Matka wraz z dzieckiem przebywa w „pokoju”, który w rzeczywistości jest szopą z maleńkim oknem w dachu. Jak można się domyślić, chłopiec nigdy nie widział świata zewnętrznego i myśli, że poza miejscem, w którym się znajdują nic nie ma. Co bardzo mnie ujęło, w filmie jest ukazana nie tylko niewola, ale też co dzieje się podczas próby ucieczki i później. Nie będę spojlerować, ale pozycja zdecydowanie warta obejrzenia, choćby dlatego, że nie jest to kolejny sztampowy film, który ma na celu wywołanie wzruszenia wśród widowni. W sposób prosty i przystępny pokazuje coś, co proste nie jest – miłość matki do dziecka, miłość która wykracza poza wszelkie bariery.

To  przede wszystkim opowieść o śmierci wewnętrznego „ja” i próbie odrodzenia się w nowej, dojrzalszej formie. Wykorzystując ekstremalne okoliczności fabularne irlandzki reżyser przekonuje, że przekraczanie kolejnych progów życiowych doświadczeń jest przeżyciem transformacyjnym. Chce pokazać, że jako rodzic musimy…

 

Nauczyć się żyć od nowa

Odkąd mam dziecko, tego typu filmy przemawiają do mnie o stokroć bardziej. Utożsamiam się z ich bohaterami w 100%, jestem z nimi całym swoim sercem i duszą. Przeżywam wszystkie etapy razem z nimi. Choćby wtedy, kiedy w Prisoners z Hugh Jackmanem, sześcioletnia córka głównego bohatera i jej koleżanka zostają uprowadzone, a zirytowany bezradnością policji ojciec bierze sprawy w swoje ręce. Kiedy w Law Abiding Citizen Gerard Butler również postanawia wymierzyć sprawiedliwość samodzielnie, kiedy jego żona i córka zostają brutalnie zamordowane. Mocniejszych wrażeń dostarczył mi na przykład The Tortured, w którym sześcioletni chłopiec zostaje porwany sprzed domu na oczach ojca i bestialsko zamordowany. Morderca zostaje ujęty, ale kara mu wymierzona nie satysfakcjonuje rodziców. Postanawiają wymierzyć mu własną – porwać go i zadać największe cierpienie, jakie tylko jest w stanie znieść istota ludzka, co nawiasem mówiąc jest idealnym pretekstem do prezencji pełnych możliwości gatunku, który kocham: horror. W tym wypadku jednak, jako rodzic, sama wraz z tymi na ekranie przeżywam własne, wewnętrzne męki myśląc: A gdyby to przydarzyło się mojemu dziecku? Mojemu mężowi? Mi? Naszej rodzinie?

Wymienione przeze mnie filmy łączy jedno: opowiadają o granicach człowieczeństwa wytyczonych przez strach, odwagę, cierpienie, wiarę, miłość, wybaczenie i… mściwość. Pytają o to, do czego możemy się posunąć w sytuacjach ekstremalnych, jak daleko jesteśmy w stanie pójść, gdy na szali jest wartość w postaci życia naszych najbliższych. 

Co Wy byście zrobili na miejscu tych osób? Kiedy byście w taki sposób stracili bliską Wam osobę?

 

Zbaw mnie ode złego

Dziś rano usłyszałam w radiu o kolejnej bestialskiej historii. Została zamordowana młoda dziewczyna, matka małego chłopca. Nie chcę przytaczać szczegółów tej sprawy, jeśli kogoś to interesuje, to może więcej przeczytać na przykład tutaj. Wolałabym się skupić na tym, co mnie najbardziej przejęło. Młodziutka kobieta, dopiero wchodząca w dorosłe życie. 2,5-letni chłopczyk, niewiele tylko starszy od mojego Aleksa. Jego matka poznała niewłaściwego mężczyznę, zaufała mu, a jej zwłoki trafiły do wersalki w jego mieszkaniu. Osierociła syna. Syna, który jak mniemam z opowieści nie miał również ojca. Jak to do cholery może być sprawiedliwe? Małe dziecko rozpoczyna życie z tak trudnym do udźwignięcia bagażem. Nie mieści mi się to w głowie.

Czy jeśli posiadamy dziecko martwimy się bardziej? Na pewno. O samo dziecko – oczywiście, ale też o siebie. W końcu przecież musimy dla niego żyć. Nie wyobrażam sobie niczego gorszego od śmierci dziecka. A już przywoływanie ciągle i wciąż tej sceny porwania jak w The Tortured? Zachodzenie w głowę co się mojemu dziecku stało, czego doświadczali rodzice bohaterki Room? Zarzucanie się myślami, że mogliśmy temu zapobiec?

Boję się jak cholera, że ktoś mógłby wejść z butami w życie naszej rodziny i nas rozdzielić. Zabrać rodzica dziecku albo dziecko rodzicom. Żyję w poczuciu strachu i każdego dnia nie opuszcza mnie myśl, że kiedyś (tfu tfu!) mógłby taki dzień nadejść.

Jak mam dalej żyć i przestać martwić się o swoje dziecko? Czy to w ogóle możliwe?

 

  

Zdjęcia: Łukasz Roszyk Photography.