Matko, zwolnij, bo się zajedziesz!
Ten temat już dawno chodził mi po głowie, aż w końcu nadszedł taki moment, kiedy postanowiłam się z Wami moimi uczuciami podzielić. Jako matki, często mamy w społeczeństwie z góry określone „role”, których się od nas oczekuje. Mamy być zawsze piękne i zadbane, aktywne zawodowo, gotujące, dbające o dom, uprawiające sport, towarzyskie, zawsze mające czas dla męża i dla dziecka i… uśmiechnięte. Są takie kobiety, które swoje cele stawiają jeszcze dalej. I ja do nich należę.
i
Naturalna zdolność do zarządzania czasem
Pisząc ten wpis, sama ze sobą walczę. Bo tak – nie umiem sama siebie chwalić. Małe sukcesy oceniam nisko. Uważam, że to nic takiego, że stać mnie na więcej. Nie powiem więc, że sama tak uważam, ale: INNI UWAŻAJĄ, ŻE MAM TĄ ZDOLNOŚĆ. I to nie tylko takie osoby jak bliskie mi przyjaciółki, mama, mąż, rodzina męża, przyjaciółki z liceum, które zachodziły w głowę po co mi (tak już w „tamtych” czasach!) planer i różnokolorowe żelowe długopisy. Kiedy po raz pierwszy usłyszałam to od „obcych” osób, takich jak koleżanka z pracy czy choćby w ubiegłym tygodniu od psychologa biznesu z 15-letnim doświadczeniem pracy w międzynarodowych korporacjach, w końcu dojrzałam do przyjęcia przez siebie faktu, że TO MOŻE BYĆ PRAWDA. Mam naturalną zdolność do zarządzania czasem. I z tym ani ja, ani nikt inny nie odważyłby się dyskutować. Jest to bez wątpienia mój wrodzony talent.
i
Przekleństwo perfekcjonizmu
Niestety, ale podwaliny tej świetnej cechy leżą nieco głębiej, a mianowicie (czuję się teraz jak na jakimś spotkaniu AA): Mam na imię Mirka i jestem perfekcjonistką. Prezentuję sobą taką postawę człowieka, która stawia dokładność wykonywanych czynności na najwyższym miejscu. Wszystko robię zawsze „na 100%”. Wszystko bez wyjątków musi być dopięte na ostatni guzik. Nie pozwalam sobie na błędy. Nie umiem myśleć inaczej, jak w sposób „czarno–biały”. Ostatnio zaczynam zauważać u siebie również problemy z empatią. Istnieje dla mnie tylko jeden właściwy wybór czy sposób postępowania i jeśli ktoś zrobi coś inaczej niż moja „jedynie słuszna” decyzja, to z góry określam jego jako „kompletnie błędną”. Myślenie w ten sposób potrafi przysporzyć mi nie lada konfliktów. A odkąd jestem matką ta cecha jeszcze się wzmocniła. Jestem w pułapce. To jaka się czuję, w dużej mierze zależy od tego, jak mnie widzą inni. Wiecie, ten obraz Matki Polki, o którym wspomniałam na początku.
W końcu jednak zdałam sobie sprawę, że przez mój chory perfekcjonizm, nawet jeśli faktycznie zdobywam szczyty (np. blogowe, zawodowe), nie jestem w stanie cieszyć się ze zwycięstwa dłużej niż przez chwilę. I nigdy nie czuję satysfakcji. Bagatelizuję swoje sukcesy. Natychmiast szukam sobie nowego wyzwania, spisuję sobie nowe cele i sprawy do zrealizowania. Idę dalej. Wciąż gonię za czymś, co mnie przekracza, z uporem dążę do momentu, kiedy… no właśnie, co? Ten moment nigdy nie nadchodzi.
Ciągle szukam lepszych sposób na organizację swojego czasu jako matka i ciągle zadaję sobie pytania: Jak współpracować z perfekcjonizmem? Jak wyłuskać z niego tylko te najkorzystniejsze dla mnie cechy? Jak wyłapać tylko te, które będą miały znacząco dobry wpływ na moje życie? Jak mieć więcej czasu dla dziecka, ale jednocześnie na robienie większej ilości rzeczy mając dziecko? Jak pracować mądrze, ale nie ciężko? Nie ma to wystarczająco dobrych odpowiedzi (w końcu jestem perfekcjonistką 😉), ale są jakieś.
i
Jak włączyć luz?
Jak sobie uświadomić, że jakkolwiek byśmy się nie starały, to i tak nie będziemy idealne? Pomocna może być ustawiczna praca nad umiejętnością odróżnienia świetnej organizacji czasu od nadludzkiej pracy mocno przewyższającej możliwości naszego organizmu. Kiedy tak jak ja, nie masz czasu na posiłki, Twój organizm mówi STOP, pojawia się przemęczenie, często chorujesz, ale rzeczy, które są dla Ciebie najważniejsze, zawsze (lub prawie zawsze) są zrealizowane to już sygnał, że czas coś zmienić.
Dla mnie na przykład największą wagę (poza rodziną, oczywiście) mają: porządek, higiena osobista, wygląd i ambicje. Co by się nie działo, te kwestie są na pierwszym miejscu każdego dnia. Mogę nie zjeść śniadania, ale zdążę umyć włosy. Obiad może poczekać, ale sprzątanie – nigdy. Niewiele odpuszczam, ale macierzyństwo weryfikuje. Perfekcjonizm utrudnia, ale nie jest nie do przeskoczenia. Odkąd urodził się Aleks, nie prasuję już: pościeli, ręczników, bielizny i skarpetek. Tak, robiłam to przez wiele lat mojego życia. Teraz odpuszczam.
W ostatnim czasie zadziałało na mnie leczniczo nie zawieszenie zegara na ścianie po remoncie przez (uwaga!) 9 miesięcy. Drażniło mnie jak cholera to, że go nie ma. Leżał, czekał i wołał mnie z szuflady, ale… odpuszczałam. Potrafiłam bez niego żyć. To właśnie owa sztuka odpuszczania, o której pisałam również w jednym z ostatnich wpisów, ale to również szansa na zdrowie psychiczne. Na walkę z mankamentami samego siebie. Na poprawę komfortu życia swojego i swojej rodziny.
i
Jak jeszcze możemy sobie pomóc?
Banalne, ale warto sobie uświadomić, że jesteśmy tylko ludźmi. I że jak postawimy sobie poprzeczkę zbyt wysoko to najbliżsi mogą później zauważyć ten spadek. Ja już słyszałam od mojego K. żarciki pod tytułem „a kiedyś to mi prasowałaś skarpetki…” 😉
Przestać absorbować się precyzją. Ja cały czas walczę z tym, że spędzam nadmierną ilość czasu wykonując różne czynności. Chcę szybko ogarnąć kuchnię, a kończy się na szorowaniu fug i myciu piekarnika.
Delegować obowiązki. Zamawiać zakupy (również te spożywcze) online, z dostawą do domu. Dzielić się obowiązkami z partnerem. Prosić o pomoc dziadków. Jeśli budżet na to pozwala, wynająć panią sprzątającą raz w tygodniu.
Jakie są Wasze magiczne sposoby na rozciąganie czasu? Jak płynnie przechodzicie z „muszę, powinnam” do „chcę, wybieram”?
Zdjęcia: Łukasz Roszyk Photography.
SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
- zostawisz pod nim komentarz
- polubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościami
- zaobserwujesz mój profil na Instagramie