fbpx
Lifestyle,  Mental Health

Jak zorganizować swoje życie po powrocie do pracy?

Można by pomyśleć, że doświadczenia w tej materii mi nie brakuje, bo w końcu „wracałam do pracy” już dwa razy – po urlopie macierzyńskim i po pierwszej utracie ciąży w ubiegłym roku. Za każdym razem jednak adaptowałam się do zastanych okoliczności na nowo. W pierwszej pracy miałam możliwość korzystania z elastycznych godzin i zwykle o godzinie 15 wychodziłam już z biura. Po odebraniu Aleksa ze żłobka i zrobieniu niewielkich zakupów lądowaliśmy w domu nieco po 16-tej i w związku z tym miałam jeszcze całe popołudnie „dla siebie”. Za drugim razem już nie było tak kolorowo. Pracowałam „na sztywno” do 16:30, ale rzadko kiedy udawało mi się wyjść punktualnie, zwykle to było jednak po tym czasie… Potem na łeb na szyję, w największych korkach pędziłam po Aleksa i niestety nagminnie odbierałam go już po 17-tej jako jedno z ostatnich dzieci…

Za każdym razem musieliśmy się przestawiać do innych warunków całą rodziną i w związku z tym każdy z tych momentów w moim życiu wyglądał zgoła inaczej. Jak będzie teraz? Czy uda mi się mieć czas na wszystko to, co chcę? Może jesteś na podobnym etapie i również zastanawiasz się, jak zorganizować swoje życie po powrocie do pracy? Przeczytaj ten tekst do końca, bo sądzę, że do jakichś wspólnych wniosków ostatecznie dojdziemy 😉

 

Kiedy wiesz, czego chcesz i chcesz tego naprawdę mocno, to znajdziesz sposób, aby to dostać.

Jim Rohn

 

i

Organizacja to podstawa

 

Mam świadomość, że Twój dzień z pewnością wygląda zupełnie inaczej niż mój. Kierujemy się innymi priorytetami w życiu – inne rzeczy stawiamy na piedestale potrzeb, a inne odpuszczamy. Mimo wszystko, wciąż łączy nas jedno – fakt, iż każda z nas posiada 24 godziny do wykorzystania w ciągu dnia. Jak wykorzystać je dobrze? Zacząć planować i to nie tylko w głowie, ale tak namacalnie, na kartce, w notesie czy telefonie. Planować miesiąc, tydzień i dzień. Ja w każdą niedzielę siadam i planuję to, jak będzie wyglądał mój przyszły tydzień, każdego poranka sporządzam sobie listę do zrobienia danego dnia. Na bieżąco notuję w kalendarzu takie rzeczy, jak wyjazdy, wizyty lekarskie, u kosmetyczki czy zajęcia jogi. Dzięki temu nie muszę tych informacji nosić w głowie i przestaję się obawiać, że o czymś zapomnę lub zaplanuję dwie rzeczy na tą samą godzinę. No dobrze… ale jak planować, skoro doba jest taka krótka?

 

 i
Fenomen poranka

 

Nie wiem jak Ty, ale ja najbardziej lotny umysł mam rano. Bardzo przyzwyczaiłam się do wstawania przed 6, a kiedy sytuacja tego wymaga to nawet o 5. I wtedy to mogę góry przenosić! Dlatego najbardziej wymagające rzeczy do zrobienia czy załatwienia, w miarę możliwości zawsze planuję od rana. Wówczas mogę sobie spokojnie zostawić popołudnie jako bufor na rzeczy mniej istotne (czyli takie, które w razie czego mogę sobie odpuścić) albo nieprzewidziane. Mi ten system sprawdza się od dawna również dlatego, że pozwala mi na życie w zgodzie z wewnętrzną perfekcjonistką. Dzięki temu, że od rana rozprawię się z najbardziej palącymi kwestiami, w dalszej części dnia już oddycham z ulgą. Pozwalam sobie na odpuszczanie, bo wiem, że najważniejsze rzeczy zostały już odhaczone. Prawie nigdy nie udaje mi się zrobić wszystkiego, co mam na liście, ale mimo to czuję wewnętrzny spokój ducha. Gorąco polecam takie podejście, nie pozwala zwariować.

Zawsze jednak staram się w tym wszystkim pamiętać o sobie. Skoro wstałam wcześnie rano, to nie kładę się spać o północy, bo przecież kolejnego dnia będę nieprzytomna. Nie mówiąc już o jakiejkolwiek efektywności w związku z kolejnymi działaniami. Myślę, że 21:00 będzie idealną godziną na położenie się do łóżka, jeśli rano wstajemy o 5 czy 6. Będę teraz tej kwestii mocniej pilnować. Niejednokrotnie przekonałam się, że więcej mi daje wieczorny sen niż dłuższe wylegiwanie się rankiem. Wczoraj wstałam o 8:30 i serio – nie czułam się bardziej wyspana niż zwykle. Za to jak zdarzy mi się położyć na przykład o 20:00, wtedy budzę się jak nowonarodzona! Wypróbuj kiedyś ten patent, a sama się przekonasz, że działa cuda 🙂

 

 i
Deleguj obowiązki

 

Oczywiście w miarę możliwości – mam tu na myśli zarówno wsparcie bliskich jak i kwestie budżetu domowego. Jeśli pracujesz na pełen etat, z pewnością docenisz wszelkiego rodzaju życia-ułatwiacze i czasu-zaoszczędzacze, takie jak na przykład catering dietetyczny czy pomoc domowa. Jeśli jednak takie opcje nie wchodzą w grę, to może warto konkretnie podzielić się obowiązkami z domownikami lub skorzystać ze wsparcia innych członków rodziny (w szczególności, jeśli masz dziecko). Mi niejednokrotnie zdarzyło się prosić o pomoc bliskich i nie uważam tego faktu za jakąś specjalną ujmę na honorze. Moja mama przyjechała zaopiekować się Aleksem, kiedy był chory, teść zmienił mnie w szpitalu, kiedy musiałam złożyć dokumenty w nowym przedszkolu, teściowa zabrała go po pracy na spacer, żebym mogła spokojnie pojechać na rzęsy, a przyjaciółka siedziała z nim, kiedy ja musiałam załatwić ważną sprawę urzędową. To wszystko są sytuacje nagłe, ale i takie, kiedy po prostu potrzebujemy czasu, by zrobić coś dla siebie.

Już kiedyś o tym pisałam, ale to naprawdę istotne: czasami musimy pomyśleć o sobie, sprawić sobie frajdę. Może to samolubne, ale dzięki temu jesteśmy lepszymi ludźmi i lepszymi rodzicami.

 

 i
To jak planować, żeby zaplanować dobrze?

 

Opowiem Ci, jak to będzie funkcjonowało u mnie (a przynajmniej, jaki mam plan 😉 ). Mam kalendarz, korzystam z niego na bieżąco i wiem już co, kiedy i gdzie. Wstaję o 5 rano i myję włosy – wieczorem już nie mam na to siły, a poza tym rano i tak musiałabym je jeszcze układać. Od lipca na nowo zamawiamy dietę pudełkową, więc właściwie poza ogarnianiem siebie i Aleksa do żłobka nie muszę nic więcej robić. Na szybko jednak popijając kawę, ścielę nasze i Aleksa łóżko, by mieć poczucie, że coś jednak zrobiłam i nie wracam do totalnego bałaganu. Wyciągam jeszcze suche pranie z pralko-suszarki, które nastawione dzień wcześniej właśnie skończyło. Nie mam czasu go składać, więc kładę na płasko na świeżo zaścielonym łóżku w sypialni – to i tak wystarczy, by pozbyć się zagnieceń. Przygotowuję sobie wodę w butelce na cały dzień pracy – to moja największa zmora, bo choć wodę bardzo lubię to zwyczajnie zapominam ją pić. Dlatego zabieram ze sobą 1,5 l i postanawiam, że do momentu wyjścia z pracy cała ma być pusta. Kiedy wypiję jedną szklankę, od razu nalewam sobie kolejną. Po pracy jadę po Aleksa do żłobka i de facto nie muszę już robić zakupów (bo mam jedzenie z diety). W sumie to już nic nie muszę, tylko mogę. Dalsza część mojego dnia to czas, który reguluję sobie indywidualnie i tak jak chcę.

Od rana w sobotę wspólnie z K. ogarniamy otaczającą nas rzeczywistość i robimy uzupełniające zakupy spożywcze. Zobaczymy, jak nam się ułoży ten miesiąc, ale w końcu planuję zdecydować się na pomoc domową – na razie na próbę, może raz na dwa tygodnie? Z pewnością podzielę się z Tobą moimi odczuciami w tym temacie za jakiś czas, bo choć taka pomoc wydaje się fajną sprawą, to ja mam też wiele wątpliwości… Ale dopóki nie spróbuję, to się nie przekonam 😉 . Wyrywam też kilka godzin z weekendu, by napisać i zaplanować posty na blogu. Postanowiłam zredukować ilość publikacji z 3 do 2 w tygodniu. Tyle jestem w stanie napisać, by jednocześnie mieć czas na inne ważne kwestie, jakie jak spędzanie czasu z rodziną. Posty na Facebooku, Instagramie, czy na grupie będę publikować w tak zwanym „międzyczasie”. I jeszcze jedna ważna kwestia, czyli odkładanie rzeczy na miejsce. Mi idzie z tym coraz lepiej, jednak ciągle muszę strofować o to K., bo on nie rozumie chyba, że porządek tak jak bałagan – nie robi się sam. Gdybyśmy tak naprawdę cały czas odkładali rzeczy na miejsce po ich użyciu, to nie musielibyśmy marnować tak dużej ilości czasu na sprzątanie… 😉

 

 

Liczę, że podobnie jak wcześniej, nie będę musiała z niczego rezygnować. Że będę miała czas na wszystko, co chcę. Że popołudnia będę spędzać z Aleksem, wieczory na serialach z mężem, a sobotnie poranki na pisaniu dla Ciebie. Że doba nie będzie mi się kurczyć, ba, wręcz przeciwnie! Że doświadczenie, jakim jest macierzyństwo pozwoli mi na upchanie w niej wprost niezliczonej ilości rzeczy. Ale nie tak banalnych jak starte kurze, wypastowane podłogi czy… sztuczny uśmiech. Chcę mieć czas na to, by przyglądać się mojemu dziecku, jak układa wieżę z klocków, na spokojną rozmowę z nim, na przytulenie się do męża, na rozwijanie swoich pasji i na to, by nie musieć zakładać maski. Na to, by być sobą w 100%, bez żadnych ograniczeń.

 

Nie ma nic ciekawszego, bardziej fascynującego, kreatywnego i ekscytującego niż możliwość kreowania własnego życia.

Ola Budzyńska

 

 

Zdjęcia wykonał Łukasz Roszyk Photography. Gorąco zapraszam Cię na jego fanpage.


SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
  • zostawisz pod nim komentarz
  • polubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościami
  • zaobserwujesz mój profil na Instagramie