fbpx
Non classé

Jak zbudować związek, który przetrwa lata?

W marcu opowiedziałam Ci o tym, jak to się w ogóle stało, że jesteśmy razem. Jeśli jeszcze nie znasz tej historii, musisz koniecznie ją przeczytać (kliknij tutaj). Kilka miesięcy później coś mnie podkusiło i popełniłam tekst o 15 powodach, dla których byłabym skłonna wyjść za mojego męża jeszcze raz. Ale to niezmiernie ważne, byś wiedziała, że czy to związek czy małżeństwo – nigdy nie ma tylko wzlotów, ochów i achów i motylków w brzuszku. Są też upadki, bo żaden związek nie miałby szansy przetrwać tylko w różowych kolorach. Upadki uczą i pozwalają naszej relacji dalej się rozwijać. I tylko od nas zależy, czy przekierujemy je na odpowiednie tory. Dziś będzie jednak nie tylko o tym. Opowiem Ci również, dlaczego nie wszystkie związki mają szansę przetrwać i zdradzę, dlaczego otoczenie nigdy nie zrozumie tego, co się wewnątrz niego dzieje, choćby nawet wyłaziło ze skóry, by to uczynić. Zakładam więc, że naszą historię już znasz. Jeśli nie, opowiem Ci ją w krótkiej historii zdjęciowej.

Perfekcyjna partnerka

 

Na początku, pomimo zauroczenia, był spory dystans. Była nadskakująca Mireczka, poszukująca księcia na białym koniu i skłonna dać z siebie o wiele za dużo, by ten cel osiągnąć. Niestety, jak to w życiu – nie mogło być zbyt prosto. Nie wolno odkrywać wszystkich kart. Ja oddałam się w całości zdecydowanie za szybko. Chciałam mieć wszystko już, tu, teraz nie bacząc na okoliczności. Teraz, z perspektywy czasu, z pełną świadomością mogę powiedzieć, że tak naprawdę nasz związek nie miał żadnej szansy na przetrwanie w pierwotnym kształcie. Z jednego prostego powodu – kiedy jednej stronie zależy bardziej, zainteresowanie drugiej drastycznie spada. Tak właśnie było w naszym przypadku. Rozstanie było nieuchronne, aczkolwiek bez niego nasza dalsza relacja nie miałaby racji bycia. I choć wszyscy myśleli, że nie przetrwamy, to z tego upadku podnieśliśmy się z pełnymi rękoma. Dzięki niemu oboje przewartościowaliśmy swoje potrzeby i dojrzeliśmy do zmian. Nie bój się przerwy. Nie bój się dać sobie i partnerowi odpocząć. Jestem żywym przykładem, że są sytuacje, kiedy warto. „Jak ma wyjść to wyjdzie, jak ma jebnąć to pierdolnie.”

 

Porażka jest jedynie szansą na to, aby zacząć jeszcze raz – inteligentniej.

Jean Paul

 

 i
Uczymy się siebie nawzajem

 

Później on chciał i ja chciałam. I choć nasze diametralnie różne charaktery mocno się ścierały, to nikt nigdy nie wyprowadził się z domu. Bywało blisko, nie powiem, ale tym razem zbyt mocno nam zależało, by to spieprzyć. Na tym etapie nie było już mowy o odpuszczaniu, a najistotniejsze były: miłość, cierpliwość i wsparcie. Dzięki temu udało nam się wytrwać w trudnych chwilach. Myślę jednak, że kluczową rolę pełni również dopasowanie, wiesz, to czy śmieszą i irytują Was te same rzeczy, czy lubicie spędzać czas w podobny sposób, bo to jednak tych codziennych, szarych dni, obowiązków i powtarzalnych czynności będzie w Waszym życiu najwięcej. Dlatego bardzo często, dopiero po zamieszkaniu razem zaczynają wychodzić pewne „kwiatki”. Okazuje się, że te porozrzucane po pokoju skarpetki, krzesło pełniące funkcję szafy i wiecznie odsunięte drzwi od komandora mogą sprowadzać się do codziennej batalii. Sprawdzacie się w takich sytuacjach, jak późniejsze powroty do domu, zalana łazienka, obtarte auto czy spalony czajnik. Testujecie nawzajem siebie i granice własnej wytrzymałości. I tak się właśnie kształtuje relacja. Wtedy wszystko może pójść tylko albo dobrze, albo źle. Albo w lewo, albo w prawo. Uda się, albo się nie uda. Samo się jednak nic nie dzieje. To ogromny test dla związku, ale tylko od Was zależy, czy zdacie go celująco.

 

 i
Świeżo upieczone małżeństwo

 

4 lata później wzięliśmy ślub. Ach, co to był za ślub! Wymarzony, wychuchany i od A do Z w całości przez nas (a bardziej przeze mnie) zaplanowany. Nie było tam miejsca na przypadkowość. Dużo stresów, ale ten dzień udał się w 100%. Będę go już zawsze wspominać jako najcudowniejszy dzień mojego życia. Idealny dzień z ukochaną osobą, ale też wspaniała impreza z najważniejszymi dla nas ludźmi, jak dotąd – najlepsza, na której byłam 😉 Możesz szybko podejrzeć filmowy skrót z tego dnia tutaj. Wtedy wszystko się zmieniło na jeszcze lepsze. Mów co chcesz, ale dla mnie papierek w szafie, obrączka na palcu i nowe nazwisko w dokumentach, a do tego wspólny kredyt to naprawdę silne spoiwa. Nie spakujesz się i nie odejdziesz z dnia na dzień. Będziesz walczyć do utraty tchu. Na szczęście my nie byliśmy już więcej wystawiani na tego typu próby. Często tłumaczyliśmy to sobie w ten sposób, że po prostu nasz związek nie jest do końca „normalny”. W normalnych związkach, jak z każdą koleją rzeczy, jest najpierw dobrze, a później źle. U nas było „od dupy strony” i wszystko to, co złe, przeżyliśmy na początku. Teraz już będzie tylko dobrze. I jest.

 

 i
Mama, tata i dziecko

 

Rok później pojawił się Aleks i nic już nie było takie jak wcześniej. Narodziny naszego syna spowodowały pierwszy jak dotąd, ogromny przewrót w naszych życiach. Początki, jak zawsze, były trudne. Aleks, pomimo, iż był grzeczny to wymagający. We mnie buzowały hormony, zostałam postawiona w zupełnie nowej sytuacji i nie do końca potrafiłam się w niej odnaleźć. Nie pozwalam sobie na dopuszczenie do choćby jednego kwęknięcia Aleksa. Zawsze stałam przy nim jak rodzic – helikopter. Kiedy musiałam zrobić coś innego w domu, a on skutecznie mi to uniemożliwiał, czułam się jak jakaś życiowa niedorajda. Bo przecież inne matki na instagramie mają wypucowane te swoje domy w stylu skandynawskim oraz zawsze czas na książkę i gorącą latte. To co ja takiego robię źle? Przecież jestem taka zorganizowana! Sama sobie narzuciłam pewien poziom i długo, oj, zbyt długo nie umiałam go porzucić. Nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego nie może być tak jak wcześniej, tyle, że z dzieckiem. Że już nie umiem i nie potrafię. Teraz sama się z siebie śmieję. Wtedy to była dla mnie ogromna tragedia, a nasze małżeństwo dostało solidną lekcję. K. nie było w domu, a mi dnie świstaka z małym dzieckiem dłużyły się niemiłosiernie. Bolało mnie, że nadchodził wieczór, a ja nic nie miałam porobione, a wszystkie swoje frustracje przelewałam na K. Serio, miałam dosyć. Szczerze dość tego, że on mi nie pomaga. Wiele złości, pretensji i łez musiało zostać wylanych, żebym sobie uświadomiła dwie cholernie ważne kwestie.

Pierwsza to taka, że o pomoc prosić warto, a nawet trzeba. Nie ma tego, że ja wszystko sama. Warto prosić, ułatwiać sobie życie i delegować obowiązki. Druga – mój mąż nie pomaga mi w domu. On jest moim równorzędnym partnerem. Mieszkanie wraz z całą resztą są w równym stopniu jego powinnością. W takim samym stopniu odpowiada za stan zakupów, za wstawienie zmywarki czy odkurzenie mieszkania. Dodatkowo, przecież nie mniej ważne – dziecko. Też jest jego. Przecież nie powstało bez jego udziału 😉 Dlaczego więc mówi się, że mąż „pomaga” przy dziecku? Mój mi nie pomaga. Też jest jego rodzicem i w jednakowy sposób jak ja odpowiada na jego potrzeby. 

 

i

Jak zbudować związek, który przetrwa?

 

Trzeba znaleźć tą właściwą osobę, kochać ją cały czas i bez względu na okoliczności, codziennymi małymi radościami wypełniać wspólne dni, nie zapominać o tym co ważne, pielęgnować swoje uczucia, nie obawiać się upadków, rozmawiać tak dużo, jak tylko się da, dzielić się rozterkami, pytać, doradzać, snuć wspólne marzenia, wykonywać razem codzienne czynności i przede wszystkim: chcieć. Czasem trzeba to robić na przekór innym. Ja po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że otoczenie nie jest w stanie pojąć moich relacji z moim mężem. Nie jest w stanie wychwycić niuansów w naszych rozmowach, obserwując je z boku. Widzi czasem tylko odburknięcie zmęczonej żon, wyrwane z kontekstu zdanie czy nie takie zdjęcie i już sobie dopowiada historię, której nie ma. Nie widzi tego wszystkiego, co rozgrywa się w ich życiach dodatkowo. Taki już jest ten nasz naród, lubimy oceniać innych. Czasem jednak polecam przyjrzenie się przede wszystkim sobie.

 

Oto jest miłość: dwoje ludzi spotyka się przypadkiem, a okazuje się, że czekali na siebie całe życie.

Victor de Lima Baretto

 

 

Zdjęcia wykonał: Łukasz Roszyk Photography.


SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
  • zostawisz pod nim komentarz
  • polubisz mój fanpage na Facebooku, tak, żeby być na bieżąco z nowościami
  • zaobserwujesz mój profil na Instagramie