Czy inni naprawdę mają lepiej?
O porównywaniu się z innymi i ciągłym poczuciu, że dokładnie wiemy jak to u tych „innych” jest, pisałam już niejednokrotnie w przeszłości. Dziś jednak chciałabym ugryźć temat od nieco innej strony. Od takiej, z jaką mam styczność podczas każdego dnia bycia twórcą internetowym. Czy faktycznie życie kogoś innego jest tak idealne, na jakie wygląda? Czy warto porównywać się z ludźmi, których życie obserwujemy w socialach? Czy sukces jest tylko dla wybranych? Czy inni naprawdę mają lepiej?
Czy inni naprawdę mają lepiej?
We wpisie „Wiem co u Ciebie, bo widziałam na instastories” poruszyłam problem pewnego złudzenia, z którym zdarza się mierzyć każdemu. Wyobraź to sobie: obserwujesz w internecie jakąś osobę i każdego dnia oglądasz jej wideorelacje. W pewnym momencie łapiesz się na poczuciu, że ją „znasz” – i to nie tak, jak z osobami oglądanymi w telewizji.
W internecie ta granica „odległości” nieco bardziej się rozmywa, twórcy internetowi są zdecydowanie bliżej swoich obserwatorów niż celebryci ze szklanego ekranu. Od influencerów mówiących do nas na stories bije jakaś taka naturalność, a fakt, że pokazują swoje codzienne życie sprawia, że wydają nam się tacy prawdziwi. Każdego dnia coraz bardziej i bardziej.
W końcu przychodzi moment, kiedy wydaje Ci się, że wiesz o tej osobie absolutnie wszystko. No bo przecież codziennie, od wielu tygodni, miesięcy sprawdzasz „co u niej”, widzisz ją w różnych odsłonach i słyszysz, jak wypowiada się na różne tematy. Jesteś w stanie nawet rozpoznać jej głos bez patrzenia na wyświetlacz telefonu.
Czy to świadczy o tym, że tak naprawdę wiesz wszystko o jej życiu? Absolutnie nie. Tak Ci się tylko wydaje.
Mania porównywania
Łatwo wpaść w jej sidła. Sama często łapię się na porównywaniu – choćby z innymi twórcami. To naturalne, że chciałabym być lepsza, ładniejsza czy osiągnąć więcej. Szybko jednak uświadomiłam sobie, że porównywanie swojego życia do tego influencerów absolutnie nic nie daje. Choćby dlatego, że większość ludzi nie dzieli się z innymi swoimi porażkami.
I to jest najważniejsza myśl, jaka chciałabym by pozostała w Twojej głowie po przeczytaniu dzisiejszego tekstu. Wierz mi, że to nie tyle próżność, kwestia dbania o swój wizerunek czy dobre imię, ale tylko (albo aż) fakt, że ludzie nie chcą mówić o tym, że coś im się nie udało. I nic w tym złego! Osoby publiczne wspominają o swoich gorszych decyzjach czy momentach zwykle dopiero wtedy, kiedy już się z nimi uporają.
Zmierzam do tego, że im szybciej uświadomisz sobie, że tak naprawdę nie wiesz jak wygląda życie innej osoby – nawet takiej, która to swoje życie pokazuje publicznie – tym lepiej dla Ciebie.
Wierz mi, że o moim życiu wiesz naprawdę niewiele. Wydaje Ci się, że mnie znasz, owszem. Możesz liczyć na to, że to, co pokazuję w internecie jest jak najbardziej prawdziwe, ale znowu – to tylko wycinek mojego życia.
A ono jest często całkiem fajne, ale jednak w wielu momentach aż nie do zniesienia. Tak samo jak Ty wkurzam się, frustruję, krzyczę, płaczę, ledwo trzymam się na nogach ze zmęczenia czy klnę na wszystko wokół. Uważam jednak, że nie wszystko trzeba pokazywać. Owszem, znajdziesz u mnie gorsze momenty, którymi zdecydowałam się podzielić, ale o przeważającej ich części nie wiesz i nigdy się nie dowiesz 😉
Dlatego uważam, że porównywanie się z ludźmi „internetu” nie ma najmniejszego sensu. Z góry stawiasz się na przegranej pozycji, skoro konfrontujesz ich 95% szczęścia i lukru z Twoją ledwo co wykrzesaną połową.
Czy inni naprawdę mają lepiej?
Mają, ale nie wszyscy. Zanim ogarnie Cię instadepresja przypomnij sobie, że nie zawsze wszystko jest takie, na jakie z pozoru wygląda. Te piękne zdjęcia i cudowne sukcesy jakie obserwujesz u innych zwykle zostały wyhodowane na podwalinach ciężkiej i wytrwałej pracy. Raczej się nie zdarza, by ktoś osiągnął coś z dnia na dzień i bez żadnego wysiłku.
Może Ci się wydawać, że łatwo jest być na miejscu kogoś innego, ale ponownie – wydaje Ci się. Często zwyczajnie nie widać tego, ile tak naprawdę kosztuje sukces. No właśnie: dla kogo właściwie on jest?
Przede wszystkim dla osób, które głęboko wierzą w to, że są w stanie go osiągnąć. Trzeba działać tak, jakby porażka była niemożliwa i brnąć po swoje, każdego dnia stawiając kolejny maleńki kroczek w kierunku swojego upragnionego celu. Bo to właśnie wytrwałość demonstruje cel.
Zacznij dzisiaj, tutaj, z tym co masz. Nie porównuj się do innych, nie oglądaj się na nich. Patrz prosto przed siebie, tam gdzie będziesz, w swój jeden wybrany kierunek.
Ja, kiedy patrzę przed siebie siedząc przy biurku, widzę kartkę z napisem „CEL: SUKCES W PROWADZENIU BLOGA”.
Jeszcze pół roku temu nie wierzyłam w to, że mogę prowadzić firmę. Dwa lata temu nie uwierzyłabym, że będę tu gdzie jestem teraz. Ale to jeszcze nie koniec mojej drogi, a ciągle początek… tyle tylko, że ten w moim odczuciu „początek” dla kogoś innego może być równie dobrze „celem” – i tak, mam tego świadomość.
Nic jednak z nieba nie spada, na wszystko trzeba zapracować. Kiedyś wymyśliłam sobie swój własny pomysł na życie i każdego dnia sobie ten sukces wizualizuję w głowie. Cały czas myślę sobie, że ten sukces wkrótce będzie mój. I wiesz co? Wiedziałam, że będzie mój już w momencie, kiedy pierwszy raz wzięłam go sobie na cel 🙂 Takiego ukierunkowania na rozwój, sukces i szczęśliwe życie Ci życzę.
Zdjęcia: More for Family Fotografia
SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
- zostawisz pod nim komentarz,
- polubisz mój fanpage na Facebooku,
- zaobserwujesz mój profil na Instagramie.