Słowem wstępu
Today is the day 🙂 Poznajesz mnie w dniu, w którym rozpoczynam przygodę z blogiem. Są na świecie ludzie, którzy gdy ich spotkasz, robią wspaniałe pierwsze wrażenie… ja do nich nie należę. 😉
Musisz jednak wiedzieć, że pierwsze zeszytowe pamiętniki pisałam jeszcze w czasach podstawówki, a pierwszego bloga (jeszcze na interii) założyłam w gimnazjum (tak, ja z tych czasów). Po już paru dobrych latach od tego beznadziejnego okresu postanowiłam wrócić do pisania. Tym bardziej, że kiedyś sądziłam, iż zostanę znaną pisarką, albo chociaż redaktorką jakiejś poczytnej kolumny jak Carrie Bradshaw w Seksie w Wielkim Mieście. Na początku może być lekko koślawo, dajcie mi trochę czasu na wprawę, obiecuję, że z każdym kolejnym postem będzie tylko lepiej.
Mam 25 lat, męża, dziecko pod sercem (nazywane jeszcze fasolką albo Antoniną – nie wiedzieć czemu 😛 ) i kredyt hipoteczny we frankach. Zaczyna się obiecująco 🙂 Jako, że mężatką jestem świeżą i ciąża też świeżynka, rozpoczynają się wielkie zmiany w moim życiu i chyba blog ma być tego swego rodzaju dopełnieniem i potwierdzeniem. Fasolka jest z nami dopiero (już) 9 tygodni i na razie jeszcze wolałabym pozostać anonimowa, tym bardziej, że jej obecność jest owiana misterną tajemnicą – chcemy jeszcze poczekać i ogłosić szczęśliwą nowinę wszem i wobec korzystając z magii Świąt Bożego Narodzenia (banał, wiem 😛 ).
Na co dzień jestem kobietą pracującą, kończę niedługo studia magisterskie (dzięki Bogu!) i w końcu w moim życiu wszystko zaczyna się układać. Ale nie zawsze tak było i jest bardziej niż pewnym, że nie zawsze będzie różowo – choć mój mąż jest akurat (w przeciwieństwie do mnie) z tych niepoprawnych optymistów. Ja jestem twardo stąpającą po ziemi realistką, perfekcjonistką aż do bólu (daleko mi do Chujowej Pani Domu), a kiedy już mąż podejrzewa u mnie nerwicę natręctw zostawiam brudne naczynia w zlewie i ogólny syf w mieszkaniu na dłużej niż jeden dzień, żeby uśpić jego czujność.
Staram się kreować na Bree Van De Kamp czy Marthę Stewart, urządzać spędy dla znajomych i gotować nowe potrawy, czasem wychodzi mi to lepiej lub gorzej, w końcu jestem tylko człowiekiem. Chciałabym powiedzieć, że jedyne, co jest we mnie wyjątkowe, to moje zdolności kulinarne, ale chyba jednak nie.
Wyjątkowe jest moje dążenie do doskonałości, choć niezbyt przeszkadza mi też jej brak.
Planowo blog będzie o wszystkim po trochu: przede wszystkim o mnie, o moim wspaniałym wstrętnym mężu, o małej Antoninie lub Antonio (nazwijmy ją jednak roboczo Antoniną), o trudach, znojach i wspaniałościach, jakie daje nam życie.
Zapraszam wszystkie przyszłe mamy (i nie tylko) do czytania moich wypocin, będę opowiadać z zapartym tchem, narzekać i poruszać kwestie szarej codzienności z kobiecego punktu widzenia. Pomyślałam, że to świetne miejsce na dłuższy wypoczynek i mam nadzieję, że zagoszczę tu na dłużej.
SPODOBAŁ CI SIĘ TEN WPIS? BĘDZIE MI BARDZO MIŁO, JEŚLI:
- zostawisz pod nim komentarz,
- polubisz mój fanpage na Facebooku,
- zaobserwujesz mój profil na Instagramie.